Gram? Chyba miligram, bo żółtko fosforu to ma koło 100mg, a wapnia malutko, więc jakieś 100mg trzeba dodać; dodaję na czubek mojego ulubionego noża (miara idealnie ścisła

). Żeby to dobrze odmierzyć, to trzeba by mieć nie wiem jaką wagę, bo nawet apteczne w cenie ok. 2 tys. zł. mają taką dokładność, ale minimalna ważona ilość jest znacznie większa; poza tym żeby dać idealnie tyle ile trzeba, to trzeba by mieć laboratorium jak producenci karm i każdą partię jajek badać (inna karma kur i już inny skład wychodzi). Taurynę chwilowo mam w kapsułkach po 1500mg tauryny (czystość 98%), więc daję ok. 100-150mg (ale to też zależy od tego, co Magnolia je przez resztę doby i czy to coś jest suplementowane tauryną). Właśnie dlatego myślę o zakupie tauryny nie Luderland w ekozwierzu a Felini w zoo+, bo ma miarkę 500mg, a to już łatwo podzielić na 2-5 części. Mam miarkę do suplementów, ale to ilości rzędu 2-5g. No i do tej mieszanki dodaję łyżeczkę chudego surowego mięsa (indyk lub królik; siekany lub krojony w cienkie długie paski). Z racji takiego posiłku niezrównoważonego podaję jej też w taki dzień sosik multiwitaminowy Miamora (to jedyne witaminy, które zjada po dobroci). Tak więc do normalnego BARFu nam daleko, ale małymi kroczkami dojdziemy.
Dlatego wiem, że do BARFu będę musiała większą ilość zrobić, rozmieszać z wodą i podzielić na porcje, bo inaczej nie da rady. Zresztą sól czy taurynę nawet 5g nie tak źle się dzieli - wystarczy zrobić roztwór ze ściśle odliczoną ilością wody i nabierać odpowiednią porcję strzykawką robiąc porcje dobowe. Niestety BARF typu gotowa mieszanka rozmrażana przez więcej dni u Magnolci nie przejdzie, dlatego zamrozić to sobie mogę suplementy z wodą osobno na np. kg mięsa, a później codziennie mięsko przygotowywać, mieszać i ciągu doby zużyć. W wielu miejscach piszą, że jak chude mięso, to można dodać tłuszczu gęsiego itp. lub masła - u mnie często to będzie żółtko (też tłuste) i korekta wapnia o dodatkowy fosfor (bo tłuszcze fosforu raczej nie mają), bo jest bogate m.in w kwasy omega (w tym arachidonowy); zresztą ma też m.in. luteinę (coś, z powodu czego do karm daje się wyciąg z aksamitki wzniesionej).
Magnolia też lubi twaróg robiony przez mamę - dzisiaj zjadła śniadanko i przyszła wrzeszczeć do skutku, aż dostała (a kilka dni nie jadła go). Twaróg, mleko, śmietanka ma trochę za dużo wapnia do fosforu, mięso i żółtko - zdecydowanie mało. Ale myślę, że kotuś właśnie zapędami do twarogu czy śmietanki sobie reguluje ilość minerałów, która mu jest aktualnie potrzebna (bo czasami chce, a czasami nie); tak samo ze sticklets (dużo białka, mało tłuszczu): czasami o nie krzyczy, a czasami nawet nie poliże. Z tym herpesem czytałam, że jak się dba o kotusia, to zwykle nawroty są coraz rzadsze i łagodniejsze - pewnie właśnie dlatego, że zadbany kotuś ma lepszą odporność.
Magnolcia od kilku dni siada na drapaku i każe sobie drzwi od szafy otwierać, po czym wącha rękawy jednej kurtki i pociera mnie łebkiem jakby chciała pocieszyć... i dopiero dzisiaj zajarzyłam, że to kurtka, w której biegałam z Mokate po wetach i do której Mała się tuliła jak się bała - także w ostatniej drodze (nie wyprałam jej - jakoś tak wyszło). I tak sobie myślę, że jakoś jednak muszą być spokrewnione, bo normalnie jak Magnolcia wyczuje cokolwiek po innym kocie, to mnie leje, a po Mokate każdy ślad na dywanie, krześle czy inny wącha, myśli i nic... albo "tak" patrzy... może Magnolcia jednak skórę na brzuchu ma rozciągniętą nie tylko od nadwagi, ale też od ciąży? Bo sterylizowali ją dopiero w schronie... tego nikt nie wie i się nie dowie, ale czasami mi to nie daje spokoju. Poza tym po takim wąchaniu robi się jakaś spokojniejsza (może naturalny Feliway?); po tym czasie chyba już nie powinno być czuć, ale kto tam kota wie...
--- EDIT ---
Magnolcia kolejny dzień dostaje surowe żółtko - wtedy (gdy przyjechała) jak jej z nosa tak koszmarnie leciało, to dostawała, ale głównie z racji anemii... ale coś mi się zdaje, że także w zwalczaniu herpesa żółteczko ma swój udział (w żółtku jest przewaga lizyny nad argininą:
lizyna - 1.217%, arginina - 1.099%, a także kwas sjalowym w wersji Ncośtam, o czym już kiedyś pisałam, że syntetyczny analog jest w ludzkich lekach przeciwwirusowych). Z cholesterolem też czytałam i żółtko jako produkt doskonałej natury ma substancje (lecytynę i omega-3 właśnie), które sprawiają, że cholesterol nie jest problemem (zresztą gdyby jajka same w sobie /bez łączenia z cukrem i mąką/ powodowały wysoki cholesterol, to przy zjadanej przeze mnie ilości jajek już dawno miałabym za wysoki a nie przy dolnej granicy normy).
...