Warszawa, Mokotów, działki przy ulicach Wołoska-Odyńca-Niepodległości.
uwaga
pojawiły się tam nowe koty!
1. czarny bez ogona
2. kremowy dlugowłosy, wygląda na rasowego, z wenflonem w łapie przyklejonym zwyklym plastrem - wygląda mi to na bardzo stary wenflon!!! - OSWOJONY
3. tricolor długowłosy - OSWOJONY
4. bielutka kociczka długowlosa z niebieskimi oczętami - OSWOJONA
5. dlugowłosy nieco rudy - OSWOJONY
i jeszcze ze dwa inne.
widziałam je dziś w drugiej alejce, mieszkaja chyba calym stadem przy takim nowym baraczku drewnianym, bardzo ładnym, w rudym kolorze, stoi on koło starego budynku zarządu działki, tego gdzie cieciowie trzymaja narzędzia, nie tam, gdzie sa wesela.
jesli komuś na Wierzbnie lub na Starym Mokotowie zaginał jakiś rasowy lub prawie rasowy kot, powinien sie przejśc na nasze dzialki - otwarte codziennie do 20.00 - i dyskretnie sie przyjrzeć, czy nie rozpozna swojego mrusia.
koty wyłażą na chodnik około 19.00 - 20.00 bo wtedy przychodzi starsza kobieta i je karmi.
tych kotów tam wczesniej nie było.
podejrzewam, ze ta kobieta znajduje koty na ulicy i trzyma je w domu, a teraz wypasa je wakacyjnie na działkach.
owszem, pogoda cudna, kotki mają raj, ale ludzi sa rózni.
a one przychodza do każdego i daja się zlapać (choć nie wszystkie).
kociny są przyjazne, delikatne, sierść mają już nieco zaniedbaną.
ta kocia opiekunka twierdzi, że te koty sa wszystkie jej, ale to bzdura
gdyby były jej, to by je wyczesywała i przede wszystkim nie wypuscilaby ich na działki, gdzie ktoś może im zrobić coś złego.
proszę, puśćcie to info gdzies dalej, jeśli macie znajomych na Mokotowie - Wierzbno i Stary Mokotów - może ktos odnajdzie swojego zaginionego pupila właśnie na tych działkach.
UPDATEdzisiaj znowu tamtędy przeszłam się.
okazuje się, że kobieta dokarmiająca przebywa przy domku, to chyba jej działka. kotki też były.
zapytałam, czy to jej koty, ona na to, że tak.
ALE - niedawno jakiś młody człowiek z rodziną, który ją zna, rozmawiał ze mną, kiedy głaskałam te biała kociczkę z niebieskimi oczami i stanowczo twierdził, że to wcale nie są jej koty. więc ja jej nie wierzę.
postanowiłam pójść do lecznicy przy Wołoskiej (Marcel) i zapytać o tego w wenflonie. jesli wygląd będzie się zgadzał, zyskam pewność, że coś tu lekko zgrzyta.
a jeśli to są naprawdę jej koty, chciałabym z panią porozmawiać o wypuszczaniu ich samopas, pozostawianiu na noc na działkach bez zamknięcia w domku, ale nie mam pojęcia, jak się dyplomatycznie rozwiązuje takie sprawy.
pani niewątpliwie kocha kotki, ale podejście ma zbyt lekkomyslne jak na mój gust...