Dziewczyny, bardzo, bardzo dziękujemy za bazarki
ja mam jeszcze kocie wędki, tez zaraz wystawię, będzie kolejne parę złotych może.
A tak w ogóle to tych kociaków chyba nie da się wydać
Po raz kolejny zorganizowano nam niedzielne przedpołudnie
ale od początku...
sobota rano, siedzimy na działce, dzwoni Ewy telefon:
"dzień dobry, czy są jeszcze dziewczynki? szukamy towarzystwa dla naszego kocurka, koty są w domu od 18 lat, jesteśmy blisko, na Traktorowej, to zaraz podjedziemy"
hmmm nie wpadli na to by zapytać, czy Ewa w domu, czy ma czas

. Zostało przetłumaczone, że Ewa będzie późno wieczorem i najlepiej to się umówić na niedzielę, ok to pani zadzwoni jutro i się umówi.
Sobota, godzina 19 (czyżby dla niektórych to był późny wieczór???) dzwoni mąż od tej pani, czy teraz mogą podjechać?
NIE, NIE mogą, jutro

no dobrze, jutro koło 11, Wiedźma podała adres 9co ważne dla dalszego ciągu historii.
Przyjechałam przed 11, bo we dwie to zawsze raźniej i co dwie głowy do oceny nowych opiekunów to nie jedna i zastałam info, że pan przysłał sms-a, ze nie koło 11 tylko przed 12 będzie. My w szoku, że w ogóle ktoś wpadł na to, żeby powiadomić o spóźnieniu, dzielnie czekamy. Małe bure dziewczynki harcują po domu, rezydenci patrzą na nie krytycznie zbliża się 12 i nikogo nie ma

Po dwunastej Ewa dzwoni i
"ależ to już było" telefon nie odpowiada, Ewa zostawia wiadomość na poczcie głosowej. o 12,35 wychodzimy, bo miałyśmy też inne plany na niedzielne południ OPRÓCZ wydawania kota.
Godzina 12,50 dzwoni pan
"to który numer tej ulicy????"
pan został objaśniony, ze chyba się zagalopował bo "przed 12 już jakiś czas temu minęło no i się chyba obraził, bo info, ze może przyjechać po 18 skwitował "AHA" i tyle go słyszeli... oczywiście żadne głupie
przepraszam nie przeszło mu przez gardło
i tak kolejny raz żaden z kotków nie znalazł domu
dodam, ze ludzie od początku nie za bardzo nam się podobali po tych nerwowych telefonach, że już natychmiast, ale w kontakcie bezpośrednim czasami wszystko wygląda zupełnie inaczej. Choćby to, ze mamy na koncie dwie adopcje "kotów na prezent" które okazały się bardzo udane.
I jak tu nas może nie trafić jasna cholera i urwica
Ludzie staja się coraz bardziej beznadziejni....
Poza tym do hoteliku szczęśliwie zdrowie wróciło (tfu, tfu przez lewe ramię

)
Bura panieneczka, która czuła się najgorzej już jest ok. Zaczyna się zaokrąglać i kosteczki na grzbiecie już nie wystają, jest wprawdzie mniejsza od reszty rodzeństwa, ale pewnie z czasem to nadrobi.
Chłopaki rosną jak na drożdżach, troszkę im się pozmieniały wzorki na futerku. na dniach pójdą nowe ogłoszenia ze świeżutkimi zdjęciami