Ponoć... o świcie świeciło słońce (Magnolcia prowadziła obserwację za oknem; tam też idzie jak np. sąsiad coś wierci, dzieci ryczą itp.: siedzi, obserwuje świat i wygląda jakby miała wszystko gdzieś - to się jej taki azyl zrobił), ale przed 8 się zaciągnęło i wygląda jak głęboka szara zimna jesień

Dzisiaj apetycik "magnolciowy" czyli dobry. Wczoraj wieczorem zjadła porcję chrupek i jeszcze czegoś szukała - dosypałam jej jeszcze trochę, ale już zamoczyłam rosołkiem z kaczki, bo widziałam, że gardło boli (herpesik): zjadała jakby dostała nie wiadomo jaki specjał. O 3 rano wrzucam na talerzyk te chicklets z kaczki - w efekcie ledwo pamiętam przebudzenie, a kotuś zadowolony przeżuje i myk do łóżka - do 6-7 spokój: wtedy polowanie i jedzenie (coraz lepiej idzie w kwestii "najpierw polujemy - później jemy, a nie odwrotnie"): dzięki tej kolejności zjada w ekspresowym tempie większą porcję i jesteśmy na 3 mokrych posiłkach.
W sumie to mogłabym kupić dozownik do karmy i te paseczki by jej samo otwierało o godz. 3, ale znając "boja-boja", to by się dozownika bała, a jakby się otworzył, to by na szafę wskoczyła... poza tym mam jakieś takie dziwne wrażenie, że jej nie tyle chodzi o jedzenie o 3, co o chwilę uwagi

zresztą jak mnie kiedyś nie budziła, to właśnie wtedy wylizywała ten brzuch... to dla niej musi być jakaś szczególne godzina. I nie ma znaczenia, o której pójdzie spać czy o której zje kolację: o 3 wstanie i zacznie mnie trącać nosem jak wyczuje, że jej chodzenie mnie obudziło.
...