Zaproponowałam jej, że w najgorszym razie wsiądę w pociąg i przetransportuję koty do Warszawy na darmowe zabiegi (liczę na pomoc jednej z organizacji, brałam też pod uwagę pomoc finansową, tak, by dziewczyna się nie zorientowała że to ode mnie).
No i się zaczęło...
okazało się, że dwóch sąsiadów zajmuje się (albo "zajmuje") w sumie 3 kotkami, z czego co najmniej jedna jest ciężarna, i są chętni na kastracje. To ostatnie akurat bardzo mnie cieszy. Mniej za to infantylizm dziewczyny, która chce żeby i ona, i jeden z sąsiadów koniecznie kotki odwieźli bo te się będą mniej stresować, do tego kotki powinny tego samego dnia wrócić do właścicieli, żadne przetrzymanie nie wchodzi w grę, i pytanie czy mam transporter... Ok, rozumiem, ma 17 lat i chce dobrze, co doceniam...
Dziewczyna jest z Sierpca, w gminie nie była, "bo im nie ufa i na pewno będą na nie". Kotki sąsiadów na 100% możnaby podciągnąć jako wolno żyjące.
Ja nie mam prawka ani samochodu, TŻ jest uszkodzony po wypadku i chwilowo nie mogę na niego liczyć poza wsparciem psychicznym, nie podejmuję się zrobienia całej akcji pociągiem ze względu na koty. W sumie 5...
Dlatego bardzo proszę o pomoc

najlepiej, jakby się udało z darmowymi bądź za symboliczną cenę kastracjami w okolicy tego Sierpca albo bliżej niż Warszawa,
albo cierpliwego kierowcy z samochodem (za benzynę oddam) na 2 kursy w odstępie ok. tygodnia, wtedy postaram się przekonać laskę, że kotki powinny dla własnego dobra zostać w lecznicy, a kocura przetrzymam ew. kilka dni w domu
albo o mądre pomysły jak to rozwiązać. Trzeba pomóc, a ja może się biorę za to od złej strony

Z góry dziękuję! ponieważ rzadko tu zaglądam, będę wdzięczna za info na tel. 605 083 591. Jestem otwarta na wszelkie pomysly
