Dziś będzie nie o Mokate a o innych kociastych ( i nie tylko). Opiszę w kilku słowach zwierzyniec EVA2406, który miałam okazję poznać

Najpierw Karolek, moja miłość od pierwszego wejrzenia. Jeśli znacie kogoś kto nie lubi kotów - wyślijcie go do Ewy. Trzy minuty z Karolem, zrobią z niego kociarza do końca świata. Ten kot jest magiczny. Ma trzy łapki, ale dwa serca. Bierze na klatę KAŻDĄ ilość miłości, również buziaki czterolatka. W rewanżu lizał jej stopy. Wywala brzucho do głaskania, skoczny, zwinny, biegnie na zawołanie. Kocha ludzia dużego i małego. Wywiozłabym go w torbie gdyby nie fakt, że Ewa robiła u mnie PA i zna adres
Numer dwa to maleństwo, szylcia-lilipucik, dorosła kota wielkości kociaka. Strachuś co zwiał na szafę i tam spędził cały czas, co nie przeszkodziło jej mruczeć jak traktor, kiedy dopadłam na szafie i wygłaskałam. Pod koniec wizyty porwałam z szafy w ramiona i maleństwo wtuliło się ufnie nadstawiając łeba do głasków i mrucząc jak stary motor. Kandydatka do kradzieży numer dwa a biorąc pod uwagę, że trafiła do Ewy ze statusem tymczasa, to pluję sobie w brodę, że na Miau nie trafiłam ciut wcześniej. Szaf u mnie dostatek a i garderobę mogłabym księżnej udostępnić
Numer trzy - Filemon. Tu nawet przez sekundę nie pomyślałam o kradzieży, bo Filuś to miłość gospodyni i najstarszy rezydent zarazem, więc tylko duma mi pozostaje, że dwukrotnie dostąpiłam królewskiego zaszczytu usłyszenia mruków oraz gościny na kolanach. Mruki były.....hmmmmmmmmm królewskie. Kilka sekund, ale głośno. Na moje późniejsze przykładanie ucha do kota, zostałam obdarzona spojrzeniem "już było", oraz ułożeniem ciała jednoznacznie wskazującym gdzie teraz smyrać kota należy.
Czwarta jest Tosia - druga szylka. Tu znów spotkał mnie zaszczyt, bo długo trzymałam na ręku miziającą się mruczankę, po czym okazało się, że na rękach to ona bardzo nie lubi być. Normalnie druga audiencja w jeden dzień
Kolejny jest Kacper. Rudy miziak nad miziaki. Młoda mu nie straszna (w ogóle Ewa jak na dom bez małych dzieci, ma tak dzieciolubne koty, że szok), przytulaśny był i mruczący. Moje dziecię wycięło mu numer zwijając się w kłębek na jego posłaniu. Mina Kacperka bezcenna. Nerwowe drobienie i popłoch w oczach "gdzie ja będę teraz spał?". Posłanie zostało zwolnione a on zamiast zaklepać miejscówkę, poleciał za Laną, żeby się miziać.
Czarne bliźniaki - ewenementy na skalę światową. Bo kto widział kota, który daje buziaka czterolatce, która rechocze przy tym na cały regulator, cofa się, po czym biegnie na kolejnego całusa? Otóż czarny Ewy tak ma.
No i psy do tego. Najpierw duża sunia, podobno groźna, bo niedosłyszy i niedowidzi. Jak na niedowidzącego psa, świetnie wypatrzyła chlebek w łapie Młodej i nie omieszkała poprosić o kawałeczek. Co ciekawe połyka rękę do łokcia a nawet nie muśnie zębami. W końcu nie gryzie się ręki, która karmi
Drugi pies to niezwykle groźna jamniczka, która wygrażała nam spod stołu dobre dziesięć minut. Potem dała się przekonać, że wystraszyłyśmy się jej na tyle, że nie będziemy próbować żadnych numerów i okazała się mega miziakiem.
Na koniec bieda, o której istnieniu należałoby powiadomić TOZ i to w trybie pilnym. Psu się krzywda dzieje. Nikt, absolutnie nikt w tym strasznym domu psa nie głaszcze, o czym pies przekonuje wymownym, żebrzącym o miłość spojrzeniem. Raz pogłaskana zalega u stóp albo przykleja się do ręki i marszczy na widok jakiejkolwiek konkurencji. Serce się kraje człowiekowi na widok niekochanego psa, który szuka chętnych do okazywania uczuć. I jeszcze jedno. Pies jest głodzony. Na widok czegokolwiek co da się zjeść, Sonia słaniając się na nogach i z głodnym spojrzeniem, taszczy swoją potężną spuchliznę głodową w tamtym kierunku.

Ogólnie dawno nie widziałam tak pozytywnej kocio-ludzkiej ekipy i było mi baaaardzo miło spędzić z nimi czas.