Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Marzenia11 pisze:Błagam o pomoc włapaniu!!!!!!!!!!!
Matka z dwoma maluchami złapana, ale zostały dwa maluchy, które chowają się pod maskę samochodu lub w rozłozystych krzakach tuji. Musimy mieć zmiany! Ja już nie wyrabiam fizycznie, razem z asia2 byłysmy do 2 w nocy, a ja jes\zcze później chodziłam. Maluchy siedziały pod ścianą budynku, ale tylko gdy mnie widza od razu się chowają. Mimo ze nie jadły prawie dobę nie kuszą się na jedzenie. Klatka łapka rozstawiona i nic, stoi teraz gdy leje i walą okropne pioruny!
Muszę iśc na egzaminy, asia2 ma chore zwierzaki, nie mamy możliwości ani sił stać na okrągło. A gdy tak nie będzie to kociaki, a na pewno czarne maleństwo odjadą na pewną smierc. Już dwa a nawet chyba trzy razy wyganiałam spod maski maluchy.
Błagam, pomóżcie no i moze ktoś z Was miał kiedyś taką/podobnją sytuację i ma jakiś pomysł???
Czuję się taka bezradna, nie mogę uwierzyć, ze Bóg/Los zaplanował dla nich śmierć.
jAK KTOŚ MOŻE PRZYJŚĆ PODAJĘ TELEFON DO SIEBIE 501469915
pusiadanusia pisze:Dopiero teraz dowiedziałam się o wszystkim.
Marzenka jest wielka!
Marzenia11 pisze:Napisze krótko.
W piątek przed 13 jechałam do centrum i tak zaszłam spojrzeć na maluchy. Zobaczyłam zabrane gabaryty (pudła, deski itp) w ktorych siedziały i matkę z maluchami pod samochodem a z samochodu zwisającą burą łapkę - czyli kociak wlazł do srodka, podrzemać... I się zaczęlo. Stałam wryta jak kamień i czekałam na kierowcę. Przybiegł, nie zobaczyłby kartki którą włożyłam za wycieraczkę. Przyszła asia2 - kilka godzin łapałysmy maluchy na transporterek - złapały się dwa. Wieczorem, zostawiając kartki w samochodach, zawiozłyśmy małe do TDT.
W sobotę już przed 9 tam byłam i znów matka siedziała z dwoma malcami pod samochodem, potem siedziała sama, a malców nie było widać (bo były pod maską). Stałam, czekałam na kierowców, ktorzy nioe widzieli zostawionych kartek (tym razem za lusterkiem przy drzwiach kierowcy). Kolejny raz wyganialiśmy dwa malce ze środka. przyszła asia2 - niestety spełnił się najgorszy scenariusz, czyli do klatki-łapki weszła jako pierwsza matka. Była tak przerażona i wycofana, zę w ogole nie reagowała na nawoływania malca. Maluchy zostały w krzkach, potem znów były w samochdzie, potem się chowały a my probowalyśmy je złapać, ale wiadomo: uciekający ma przewagę nad goniącym itp. Potem oba wróciły w rozłożyste tuje i tak było całą noc. Burza w niedzielę od 4 rano pewnie je wygoniła i zapędziła pod maskę nissana. Akcja była niesamowita - ja plus dwie panie mieszkanki bloku, nie mające w ogole do czynienia z kotami (nigdy). Udało się. Tak jak i chyba się udało z moimi egzaminami.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], puszatek, Wojtek i 47 gości