Kiedy pakowałam Stasia do transportera i niosłam z jego jedynki w szpitaliku do auta zapowiadało się na "drogę przez mękę". Staś wył doprawdy koncertowo. Na szczęście, po jakimś przejechanym dystansie położył się w transporterku i grzecznie leżał. Przegryzł także troszkę suchej karmy. Jak wyjechaliśmy już na nieco bardziej prostą trasę oraz zaopatrzyliśmy się w kawę i coś w rodzaju śniadania przyszedł czas wypuszczenia Stasia z transportera. Mimo wyjazdu o 7.00 rano upał złapał nas bardzo szybko

Nie chciałam też by przez 5 godzin Staś musiał gnieść swoje stare kosteczki w transporterze. Nie małym w prawdzie ale jednak. Staś, bez zastanowienia, zeskoczył z tylnej kanapy i umościł się pod moim fotelem, za niedużą, podróżną kuwetką. I tam spędził już resztę podróży. Po drodze napił się sporo wody.
Przyznam, że było ciężko. Było bardzo, bardzo upalnie. Już więcej nie porwę się na taką podróż - w takich temperaturach i autem bez klimy. W przypadku Stasia nie było większego wyboru wprawdzie ale mam nadzieję, że do następnej, kociej wycieczki uda nam się wymienić autko.
Mimo wszystko Staś był niesamowicie dzielny i grzeczny. Zuch kot po prostu.
Kiedy dojechaliśmy do małej wsi za Wa-wą było coś po 12.00.
Stasia wnieśliśmy do pokoju na górę. Po otworzeniu transporterka Staś czmychną za biurko i tam już został do końca naszej wizyty. W sobotę nie dręczyłam już Pani Doroty telefonami.
Zadzwoniłam wczoraj. Jak się okazało, sobota była ciężka. Staś był na maksa przerażony. Pewnie wszystko, co stało się od sobotniego poranka miało na to wpływ - ciężka i długa podróż, nowy dom, nowi ludzie no i sporo zwierzyńca jaki bardzo chciał się ze Stasiem przywitać i zaprzyjaźnić. Zwierzaki Pani Doroty są cudowne, absolutnie nie agresywne tylko tak bardzo chciały powitać nowego. Dla biednego Dziadka Stasia to już chyba było za dużo. Wysmykną się z pokoju na górze i schował się za skrzynią pod schodami. Tam też zrobił siusiu. Na szczęście domownicy wpadli na genialny pomysł i urządzili Stasiowi kwaterę na wyżynach

W pomieszczeniu gospodarczym są wysokie regały. Wymoszczono tam Stasiowi posłanie i jadalnię, podstawiono drabinę pod której Staś wspina się bez problemowo. I Staś wyluzował

Najadł się porządnie, wyspał w pozycji wyciągniętej i wyluzowanej. Miział się z Panią Dorotą jak szalony, mruczał i dawał brzuszki

Siedzi sobie na górze i ogląda swój nowy świat. I kocio-psich znajomych. Zejdzie z góry jak będzie gotowy. Myślę, że potrwa to jakiś czas ale później będzie dobrze. Jak wyjdzie na ogród, jak zobaczy te wszystkie drzewa, krzaczki, wysoką trawę w której można się chować i ganiać i polować. Tylko żeby szybko się oswoił z nowym miejscem.
Pani Dorota opowiadała mi wczoraj jak wspaniałym kotem jest Staś

Jaki jest piękny, jak wielkiego uroku dodają mu te postrzępione w niejednej walce uszka. Jaki jest wdzięczny, delikatny i kochany. Ani razu, mimo, że trzeba było go wyciągnąć zza tej skrzyni na siłę, nie wyciągnął ani pazurka. A przy mizianiu dosłownie w całości oddaje się człowiekowi.
Będę z domkiem w ciągłym kontakcie i jak tylko będę miała wieści będę tu je wpisywać. Mam wielką nadzieję, że Staś szybko się oswoi i zaakceptuje nowe środowisko w jakim przyszło mu żyć. I, że będzie żył jeszcze bardzo, bardzo długo. Zwłaszcza, że Pani Dorota ma szczęście do długowiecznych kotów

Staś zamieszkał w domu dr Doroty Sumińskiej
