Po dzisiejszym dniu doszłam do wniosku, mam niesamowite szczęście. Po drodze do pracy spotkałam tatusia z synkiem, dzieciak na oko 5-6 lat, na pewno sporo starszy od mojej Lany. Zaczęło się na przystanku, mały wypatrzył w kiosku jakąś piłkę i oczywiście on ją chce. Ojciec tłumaczy: nie mam pieniędzy, masz piłkę, zbieramy na wakacje. A młody na ziemię, wyje i kopie ojca. Siłą został wciągnięty do autobusu, siedział koło mnie i wył całą drogę, tłukąc ojca co jakiś czas.
Moja córka NIGDY nie wycięła mi takiego numeru - mówię nie mam kasy i ona to rozumie. Nie robi scen, nie wyje bez powodu, nie wije się i nie upiera.
To samo z kotem - nie wybrzydza przy jedzeniu, nie choruje (tfu, tfu), wszystko da ze sobą zrobić (czesanie, pakowanie do transportera, obcinanie pazurów, przemywanie oczu), nie rozrabia w nocy, w dodatku mimo swoich gabarytów jest w łóżku kotem - spaghetti, rozciąga się jak niteczka i nie ma go

I jakoś się lepiej poczułam od razu. Kredyt w końcu spłacę, pracę wreszcie zmienię a takiej dwójki to już bym nie znalazła
