Słucham radia tylko i włos mi się na głowie jeży...

Zadzwoniła kobieta do lecznicy, że w jej garażu jakaś kotka urodziła kocięta. Trzy umarły, ale jedno żyje. Ta kotka jest jakaś chora, bo nie może stać na nogi, może samochód ją potrącił. Kobieta karmiła kotkę mlekiem, bo ma krówki, ale kotka nie chciała pić tego mleka i ten kociak też jakiś dziwny, chyba za mało je mamę. Kobieta nie wie, co ma zrobić, bo nie chce tej kotki, nie będzie jej leczyć, bo nie ma pieniędzy. W końcu zadzwoniła również do ekopatrolu. Zabrali kotkę z maluszkiem w kartonowym pudełku...
Kotka już jest zlokalizowana (dzięki, dzięki za pomoc

). Dziś miała mieć rentgen i operację. Ma co najmniej złamaną nóżkę, jest podejrzenie, że miednica też zgruchotana. Domek tymczasowy już na nich czeka. Justynko
Mamunia jest drobniutką koteczką, biało jasno burą lub jasno szarą (nie jestem pewna, bo światło było kiepskie. Delikatna i słodka. Barankowała i mruczała jak najęta. Mało mi ręki nie złamała, tak się tuliła. I jej dzieciaczek, maleńki jak palec. Ogryzek nie kot. Wtulał się w mamę, nieporadnie poruszając łapkami i główką.