
Zatrzymałam samochód i wybiegłam po nią. Kiedy mnie zobaczyła, ufnie podeszła miałcząc, a wzięta na ręce od razu zaczęła mruczeć.
Tak się składa, że działo się to niemal przy naszej lecznicy, więc kicia od razu tam trafiła.
Waży 2.300, świerzba ma okrutnego, a futerko przerzedzone, a miejscami - np. na grzbiecie, ma sam podszerstek.
W chwili obecnej kotka jest w klatce w lecznicy. Narazie nie narzeka....cieszy się, że ma jedzonko i wygodny kocyk. I cieszy się z człowieka. Tuli się, mruczy i patrzy na ludzi z ogromnym uwielbieniem

Niestety na tą chwilę nie lubi kotów. Mamy nadzieję, że się przyzwyczai i będzie mogła pójść do adopcji np. jako drugi kot. Była jednak najprawdopodobniej domową jedynaczką.
Oto kilka zdjęć kociej dziewczynki:





No i na koniec dodam jeszcze, że ta oto kotka już raz została przyniesiona do lecznicy, ale ponieważ wetki nie było, została odesłana do lecznicy, która ma umowę z miastem. Nie wiem czy tam nie trafiła, czy może trafiła na chwilę i z powrotem "na wolność". Jest to już drugi przypadek w tym roku, kiedy odesłany z naszej lecznicy kotek lądował z powrotem na ulicy. Nie wiem co mam o tym myśleć... możliwe, że ludziom nie chce się iść gdzieś dalej. Albo też w drugiej lecznicy ludzie nie są odpowiednio uświadamiani co powinni zrobić, a bezdomne kotki nie są tam przyjmowane.