
Przede wszystkim uważam, że podstawą dobrych relacji dziecko-zwierzę jest zdrowy rozsądek i nadzór rodziców. Uważam też, że kwestie alergii są złożone. Jako, że sama w dzieciństwie przeszłam ciężkie powikłania po alergii, jestem w stanie zrozumieć, że czasami nie ma innego wyjścia niż oddanie zwierzęcia. Jednocześnie obserwuję w wielu domach kurz, brud itd., które sprzyjają rozwojowi alergii. Dlatego twierdzę, że czysty dom przy dziecku i zwierzakach to podstawa. Nie musi być sterylnie, ale wszędobylskich kłaków nie toleruję.


To tak w skrócie. A teraz o zwierzakach.
O wszystkich moich perypetiach z psami i kotami, można przeczytać tutaj na moim blogu: http://w-trasie.blogspot.com/2013/05/10 ... kotow.html
Felę adoptowaliśmy w 2006 roku. Jej historia opisana jest tutaj: viewtopic.php?f=1&t=49367
Ciąża i pierwszy rok Danielka a koty
Felicja z dnia na dzień stawała się u nas coraz bardziej pewnym siebie kotem, jednocześnie jednak zachwycała nas spokojem i opanowaniem. W 2008 roku zaszłam w ciążę. Od razu okazało się, że nie mam przeciwciał, ale pomimo obiegowych opinii o toksoplazmozie ani razu nie pomyślałam o oddaniu kota. Mój ginekolog, który na początku prowadził ciążę, powiedział, że na pewno mam przeciwciała. Przecież mam koty! Bzdura. To żaden wyznacznik. Badania zrobiłam na własną rękę, po czym zmieniłam lekarza.

Fela uwielbiała wygrzewać mi się na kolanach, chociaż coraz bardziej przeszkadzał jej mój rosnący brzuch. Ciąża przebiegła w miarę pomyślnie, wyłączając początkowe komplikacje. Finał był mniej radosny - skończyło się cesarką, syn jednak dostał 10 pkt Apgar. Wszystko wydawało mi się w miarę ok. Były pewne sygnały, ale jako młoda mama je zbagatelizowałam. Zresztą nie mam do siebie żalu, skoro lekarze też nie widzieli nic niepokojącego.
W 3 miesiącu życia u mojego syna wystąpił bezdech. Znalazłam go nieprzytomnego na macie do zabawy, kiedy dosłownie na sekundę wyszłam do kuchni. Szpital jeden, drugi, w końcu oddział neurologiczny. To była dla mnie prawdziwa trauma. Zdiagnozowali wylew około porodowy. Skończyło się kilku miesięczną rehabilitacją, wizytami u neurologa, walką moją i męża o pełnosprawność naszego dziecka.
W tym całym zamieszaniu był jeszcze kot. Fela. W trakcie pobytu w szpitalu u mojego syna pani laryngolog stwierdziła duże prawdopodobieństwo alergii (październik 2009) i przez to zaburzenia oddychania. Kupiliśmy inhalator, odizolowaliśmy kota. Nie chcieliśmy oddawać Feli - nie robi się kotu tego drugi raz. Po kilku tygodniach okazało się to zbędne. Odstawiłam inhalację i wszystko było ok. Inny lekarz nie potwierdził alergii. Syn nadal przebywał z kotem i zero reakcji. Dziś, kiedy to piszę jest czerwiec 2013 - wczoraj mieliśmy kontrolę u laryngologa, nie ma żadnych znamion alergii. Dziś wiemy, że problemy z oddychaniem miały podłoże neurologiczne. Tylko trzeba samemu pytać, dociekać, kontrolować.
Zachowanie Daniela w obecności Feli się zmieniało. Zaczął być aktywny. Pierwszy raz zaczął pełzać do kota. Było to wówczas, gdy inne dzieci już raczkowały. Za kotem zaczął stawiać pierwsze kroki - pomimo tego, że na roczek nie potrafił sam stać. Nie szarpał kota, jak często robią małe dzieci. Ale delikatnie ją głaskał i uwielbiał to. Stawał obok miski i zafascynowany patrzył jak Fela je. Jednak takie zachowanie nie wzięło się znikąd, po prostu zawsze tłumaczyliśmy po 30 razy co wolno, a co nie. Kot nie może być pluszakiem. Poza tym nie każdy kot toleruje małe dzieci, my mieliśmy to szczęście, że Fela była wyrozumiała.
