Alienor pisze:Tami![]()
![]()
![]()
za Twoje wyzdrowienie
![]()
![]()
![]()
![]()
ASK@, bez jaj - one jak się pochorowały na całego to było jasne że to nie pp, jak chodzi o opcję FIV/FeLV to nie wchodziły w na tyle bliskie stosunki, żeby to miało być zagrożeniem. Więc jakby ktoś się czepiał, byłby idiotą bez krzty empatii.![]()
![]()
także za Was
, żebyście dali radę się pozbierać
![]()
One miały testy na białaczkę zrobione- były ujemne. Pisałam gdzieś tam wcześniej.
Tamunia śpi dziś troszkę więcej. Ale pięknie zjadła wszystkie strzykawki. Pcha nosa w michy ale nie łyka. Złości sie bardzo ale nonio zapchany. Taszunia miała obrzęk gardła i wsio zablokowane. Tami jakby to samo przechodzi ale z opóźnieniem. Tylko z tą różnicą, że jakoś łyka. Na pewno cerenia pomogła bo wymioty zatrzymała. I te Tamine biedne oczki. Takie paskudne. Trochę zaczyna bawić się.
Aniu, u kogo byłaś u okulisty? Mała idzie na przegląd w poniedziałek to zdecydujemy co dalej.
Reszta świata też ma się jako tako. Koty jakby rozumiały sytuacją i nie pchają się za bardzo z wyskokami. Oczywiście prócz Wojtka co leje, leje i leje. A mnie szlag trafia bo nie znam dnia ,godziny i miejsca trafienia na jego kałużę. By udowodnić totalna schizę lejową to opowiem wam co się mi trafiło.
Mimo smutku nie można było się nie ulitować i pośmiać nad mą głupotą. Będąc dumną posiadaczką nowej lodówki z przyjemnością ją sobie otwieram. I jak co rano sięgnęłam po nerki. Ręka mi zamarła a oczy zrobiły się okrągłe. W środku, na czymś w rodzaju ramki jest żółty płyn. Duuużo żółtego płynu. Godzina ranna a mnie już ciśnienie wzrosło. Zła jak cholera wygoniłam ścierą koty z kuchni. Nie ma śniadania, jest sprzątanie. Winny niech się poczuje i przeprosi...oznajmiłam z wściekłością. Poszły w diabły lękliwie wyglądając zza winkli. Starłam wszystko klnąc jak cholera. A umiem. Moja edukacja w tej dziedzinie jest głęboka.
Oczywiście jako mistrzyni reklamacji już widziałam miny czytających mailowego reklamanta o nieszczelnych uszczelkach co kocie siczki przepuściły. Bo dla mnie było oczywiste ,że jakieś cholerstwo wlazło na lodówkę i narobiło. Wdrapłam się więc na górę by posprzątać. I...nic nie ma. NIE MA. Obejrzałam sobie lodówkę w te i wewte. Otworzyłam znów drzwi. Pooglądałam sobie i powąchałam. Nic .I nagle oświeciło mnie. To był....sok pomarańczowy co z położonego kartonu mi wyciekł. Ale ja jako nastawiona na sikunkowe sprzątanie od razu żółte skojarzyłam z jedynym żółtym. Chyba producent lodówki będzie miał oszczędzony zawał ze śmiechu jakby musiał przeczytać mego maila. Ale zła uszczelka jest zła uszczelką bez względu na rodzaj płynu jaki przepuszcza.