
Nie chwaliłabym się socjalizacją Banshee i Mori, skoro od siedmiu lat mieszkają razem

Ale po raz pierwszy Kocurra i Banshee leżały (na moich oczach) tak blisko siebie, więc postanowiłamto uwiecznić.
W nocy były jeszcze większe cuda, bo na początku miałam w łóżku Mori (wiadomo, na poduszce) i Banshee (jak zwykle pod lewą pachą), a pewnym momencie zorientowałam się, że kolejny kot wskoczył na łóżko i się mości. Zapaliłam światło, żeby się upewnić, że to Skierutek - a to Kocurra była

Skierka przyszła później, więc przez jakiś czas miałam w łóżku cztery wcale zgodne, niesyczące na siebie koty

Ale ze spaniem było trudniej, bo z nerwów nie mogłam zasnąć, to raz, a dwa, że co jakiś czas w ciemnościach tłukła się Fairy - zawadzała kołnierzem o wszystko, właziła do kartonowego pudła, próbowała wleźć na okno, czepiała się o firanki... W sumie to nie spałam do piątej chyba, potem trochę się zdrzemnęłam, ale zasadniczo czuję się jak zombie.
Oczko Fairy chyba wygląda OK - tzn. wygląda to paskudnie, ale ciężko oczekiwać czegoś innego dzień po operacji, obawiam się

Zaraz zapuszczę kropelki (Floksal i Hyabac), wieczorem powtórka.
A tak w ogóle to snując się dzisiaj jako poranne zombie zaliczyłam parę minut potężnego stresu. Idę sobie niemrawo do kuchni, kontroluję bezsoczewkowym okiem podłogę, żeby w coś paskudnego nie wdepnąć i widzę nagle jakiegoś świeżego kociego pawika. Wzięłam się za sprzątanie i włos mi się lekko zjeżył - zawartość pawika wyglądała jak różowawe mięso


Obejrzałam to "różowawe mięso" dokładniej i okazało się, że to przeżuty i wymemłany kawałek foliowej torebki


Leży mi teraz na kolanach i mruczy, cholera jedna

Dobrze, że chociaż zwróciła, co zeżarła
