MB&Ofelia pisze:A tak na marginesie, Szaraczka - dzicz którą dokarmiam i którą w tym roku ciachałam - daje mi się czasem dotknąć, jak siedzi na parapecie i je. Gdybym nie miała już dwóch kotek (z czego druga i tak jest "nadprogramowa") to bym brała Szaraczkę do domu. I głowę dam, że by się oswoiła.
Jestem też pewna. Moim pierwszym w zyciu kotem była Pigletka, jest w moim podpisie. Była to dzikuska z podwórka, którą zaczęłam karmić gdy miała ok. 6 lat. Oswoiła się. Trwało to cztery lata. Jednak odbyło się to przedziwnie.
Przez cztery lata czasem, ale bardzo rzadko dawała się pogłaskać. Z tym, że zawsze musiała stać do mnie tyłem, żeby droga ucieczki była przed nią. I to było wszystko.
Pewnego dnia przyszła do mnie koleżanka. W pewnym momencie Pigletka wskoczyła jej na kolana. Zupełnie nie wiem dlaczego. Ani jej dobrze nie znała, choć koleżanka lubi zwierzęta, ani w tamtym momencie koleżanka nie zwracała na nią specjalnej uwagi, bo rozmawiałyśmy.
Od tamtego dnia Pigletka, zupełnie jakby ktoś przełączył w niej jakiś guzik , albo dotknął czarodziejską różdżką, stała się taką przylepką, jakbym ją miała od zawsze. Spała ze mną, gdy tylko położyłam sie na nawet na moment, zawsze przybiegała i układała sie albo przy moim brzuchu albo w zgięciu kolan. Wszyscy dookoła śmieli się i żartowali, że powinnam sobie uszyć worek, zawiesić go na szyi i w tym worku nosić Piglunię, żeby czuła mnie blisko. Powtarzam to po raz nie wiem który.
Nikt nigdy mnie tak nie kochał jak ta koteńka. Także lubiła wskakiwać na kolana wszystkim moim gościom.
Czy doczekam się takich zachowań ze strony Ogryni i Babuni? Czas pokaże....