Jesteśmy świeżymi wolontariuszkami i uczymy się na własnych błędach - przykład: początkowo byłyśmy przeciwne usypianiu ślepych miotów i późnym aborcjom - teraz wiemy, że to był błąd. Ale jakiś czas temu za nic w świecie nie dało się nam tego wyjaśnić. Wniosek z tego? Mamy świadomość jak ciężko jest wyjaśnić to ludziom, którzy na co dzień nie zajmują się bezdomniakami. Może ktoś ma jakiś pomysł jak to tłumaczyć ludziom i żeby Ci ludzie nie uciekali z krzykiem, gdy usłyszą "uśpienie ślepego miotu" czy "sterylka aborcyjna"?
Jesteśmy niesamowicie wdzięczne za "wywalenie" MTOZ ze schroniska, z opowiadań starszych stażem wolontariuszek mamy zarys tego jak było. A powiedzieć, że była tragedia to mało! Gdyby schroniskiem nadal "zarządzał" MTOZ to w ogóle nie mogłybyśmy być wolontariuszkami. A zwierzęta nadal "radośnie" by się zagryzały, mnożyły i umierały w mękach.
Nie my decydujemy o leczeniu kotów, a lekarz weterynarii, który zajmuje się schroniskowymi zwierzętami - więc nie my zaczynamy ani nie kończymy leczenia. My tylko wyłapujemy koty, które są chore (nikt poza wolontariuszami nie widzi, że zwierzaki chorują) i zawozimy do weta, który ustala leczenie, a potem ewentualnie podajemy leki według zaleceń weta.
Absolutnie nie negujemy tego co już zostało zrobione w schronisku, a teraz robimy rzeczy według naszych pomysłów po uzgodnieniu z prowadzącym schronisko. Na zgodę na zasianie kawałka trawy w kociarni czekałyśmy ponad miesiąc - ale pozwolenie jest i trawa niedługo zawita do kociarni.
Kotów jest garstka dlatego, że współpracujemy z różnymi portalami pro zwierzęcymi na FB, (ostatnio dzięki Kaddfik i Ulka18 z dogo, mieleckie koty ogłasza również Fundacja Happy Garden z Tarnobrzega - jeden kocurek tak właśnie "załapał" się na dom), mamy ogłoszenia na wielu portalach ogłoszeniowych, organizujemy transporty zwierzaków do daleko położonych DOBRYCH domów (po sprawdzeniu opiekuna i domu), pomagają wolontariusze-psiarze schroniska w Mielcu.
2/3 z SOS pamięta, a 1/3 SOS ma przekazane jak za własną kasę kupowało się puszki i lepszą suchą karmę, żeby koty nie musiały jeść "batona" z kaszanki, a serduszka drobiowe i wątróbkę podawało się kotom z ryżem, żeby "było więcej", to dzięki gadaniu wolontariuszek zarządzający schronem zaprzestał "karmienia" kaszanką - PAMIĘTAMY, ale nie chcemy do tego wracać!
Kociarnia jest teraz względnie czysta (nowe linoleum, nowe posłanka, nowe drapaki od darczyńców, ostatnio karczerem został wymyty wybieg dla kotów, codziennie trzepane są posłania, zamiatana i myta podłoga, raz na jakiś czas odkażanie środkami i lampami - wszystko nakładem wolontariuszy i darów z Fundacji Dobermann-Nothilfe e.V. - z którą współpracę nawiązały starsze stażem wolontariuszki).
Zlikwidowane zostały ścianki działowe na kociarni, które nie pełniły żadnej funkcji - ni to izolatka, bo koty chore od zdrowych odgrodzone siatką - został rozwalony ciemny bunkier zbudowany z płyt, dla kotów "po wypadkach" - teraz koty po wypadkach lub zabiegach są trzymane w klatkach, w których jest kuweta i posłanie, a koty nie siedzą w ciemnościach. Koty dzięki darczyńcom mają lepszą jakościowo karmę suchą i mokrą, ruszyły sterylizacje (teraz chwilowy przestój, bo mamy sterylki miejskie i jest potrzebne miejsce do przetrzymania kotów po zabiegach) ale dążymy do tego, żeby każdy kot w schronisku był kastrowany czy sterylizowany.
I na koniec: od samego początku jak zostałyśmy wolontariuszkami jasno powiedziałyśmy: nie mamy podejścia do psów - będziemy zajmować się kotami.
Nie oznacza to, że jak jest potrzebna pomoc przy psach to nie pomożemy, ale trzeba powiedzieć - nie czytamy nikomu w myślach

Jak ktoś dotarł do końca wypowiedzi serdecznie gratulujemy i zapraszamy na:
Dzień Otwarty Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Mielcu - 1 czerwca 2013 roku
