woo-hoo! nakładając puszkę na talerzyk, udało mi się zrobić coś erm
dziwnego i część jedzenia wystrzeliła z puszki, lądując na podłodze, tuż pod łapami (oraz na łapach, oraz troszkę na grzbiecie) niecierpliwego kota, który wszystko powitał... oczywiście wielką radością...
przynajmniej podłoga mi się sama umyła z galaretki
