Kilka lat temu moja koleżanka zachorowała na tę straszliwą chorobę.Od zawsze kochała koty, podkarmiała bezdomniaki, szukała im domu, sama miała kilka takich, których nikt nie chciał.Nie, nie była zbieraczką.Miała w domu trzy.Pamiętam, jak mówiła do mnie, że jest gotowa odejść, że się nie boi, nie straszny jej ból, ale co z kotami? Próbowała coś zrobić, kiedy jeszcze mogła funkcjonować.Nie zgodziła się na szpital, bo nie chciała zostawić kotów.Potem już musiała, ale zapewniła im opiekę.Oszołomiona lekami, półprzytomna wciąż prosiła, aby zapewnić kotom opiekę.Spełniono jej prośbę.
Wierzę, że ciepłe myśli, modlitwy, kciuki pomagają przetrwać najtrudniejsze chwile i bardzo wszystkim za to dziękuję w swoim imieniu

Myślę jednak, że wspólnymi siłami możemy zrobić coś jeszcze.Pomóżmy zwierzakom, tym istotom, opieka nad którymi stała się sensem życia dla Basi.