Nie odzywałam się. Przepraszam Was.
Wieści o horacy7 bardzo mnie przygnębiła.
Cały dzień nie mogłąm myśli pozbierać. Ale wiem,że dpóki jest się na tym świecie to zawsze jest nadzieja. Kto inny jak nie kociarz ma o tym wiedzieć,że cuda są.
Basia dzielnie walczy z raczydłem.
Tak jak zawsze walczyła dzielnie o dom, rodzinę i zwierzęta.
Wiele ciepłych myśli, modlitw i kciuków ślemy do Niej.
Basiu trzymaj się. Proszę, nie poddawaj się!
U nas bez większych zmian. Tylko taka, że kocia z Koterii siedzi w klatce. Załatwia się do kuwety, mruczy (cholera) przy głaskaniu i jest mega, mega wystraszona. Nie je, co mnie martwi.
Tosia ma rujkę, rujkę śpiewnie płaczącą...diwa operowa się w niej objawiła. Trudno ją wyciszyć lekami.
Mamy ból wielki, bo my nie
megalomany i trudno nam jej kunszt pienia docenić. Topinek najbardziej zorientowany w całym ambarasie co i rusz w konkury do niej startuje. Ale on z tych szlonych, lekkawo

brutalnych zalotników. Tośka my wyskrobany włos na karku. Spory placek.
Migrena mnie też nie odpuszcza. Jakoś tak na dobre zadomowiła się w progach mej czachy i pomieszkuje urządzając szalone imprezy. Jestem zmęczona i tyle.
Sekutnik chyba zamieszkał w starej budzie bo widzę,że chrupki znikły. Koc też jakby udeptany. Niech ten bajzel na placu trwa wiecznie. Bardzo, bardzo załuję, że dopiero teraz dolazłam gdzie on bywa. Cała zima przemrożona była.Czasem nie przychodził kilka dni na jedzenie. Może nie mógł? Teraz trudno roztrząsać to wszystko.Ale ja specjalistka w tym jestem.
Z drugiej strony to przekleństwo bo wiedząc gdzie jest, lezę tam z garami by pod nos je podetkać. Znów płoty wysokie i furty pozamykane przede mną.
Piwniczniak dał sobei spokój z radosnym powitaniem mojej kuchni. Traktując mnie tylko jako donosiciela smakołyków zdjął mi ciężar z ramion. Z głowy to mi się jednak nie wysypały jeszcze myśli co dalej będzie jak zdanie zmieni.
Będzie ciepło . To dobrze. Dość tego przymrażania.