Ja tak na prawde dopiero po jakims tygodniu wyczulam, ze cos jest nie tak... najpierw jakis smrodek, ale dalabym glowe uciac, ze to nie koci mocz, bo przeciez kota na goracym uczynku NIE zlapalam. Szukalam, wachalam, a ze jestem palaczka

myslalam, ze moze cos mi sie w glowie roi i tyle. RAZ zlapalam Mleczkinsa, jak robil siii na reklamowke, ale podobno dla kotow to norma, i zupelnie sie tym nie przejelam. Dopiero pozniej go zlapalam jak robi siii na ubrania, i wtedy pomyslalam, ze albo sie na cos wkurzyl, albo cos ze zdrowiem ma...szukalam porad (tak trafilam na MIAU), NO I RZECZYWISCIE, biedny mial przeziebiony pecherz... i zaczelo sie wielkie sprzatanie (ocet i woda...), niestety, poniewaz Mleczkins chodzil sobie wolno po mieszkaniu i pracy, zostalo zalane wszystko...oprocz kabli na podlodze, fotele, lozka, kanapy, WSZYSTKO W MIESZKANIU (PODUSZKI, UBRANIA W SZAFCE...), kurtka szefa nieopacznie zostawiona na oparciu krzesla, no i najgorsze : torby na kamery

Szczescie w nieszczesciu, zebyly to puste torby, bo jakby nasikal na sprzet, to splacalambym jak hipoteke, czyli jakies 45 lat (nie zartuje, jako mala produkcja telewizyjna mamy tego sporo....).
Na szczescie kot wyleczony, wykastrowany, jest dobrze. Jedyne, ze teraz po przeprowadzce, dalej smierdzi jedna torba i materialowy kosz na zabawki...ale bez paniki, to stary...mocz.
Przy sprzataniu wszystkiego octem i woda, szefowi powiedzialam, ze smierdzi zwierzakami

Szef ma psa, husky (ta ze zdjecia), ktora mimo, ze ma 2 lata zalatwia sie w domu (kilka razy dziennie, siii i qpa, a wyobrazcie sobie odchody 60 kg psa

), wiec troche zganilam tez na biedna sunie. Szefo nawet mnie pochwalil za inicjatywe
