Życie jest bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje.
Wczorajsza wieczorna łapanka zakończyła się kompletnym fiaskiem, "nowe" się nie pojawiło, za to łaziła po podwórku miejscowa, wysterylizowana koteczka, mieszkająca w piwnicy na podwórzu Pani Janki.
Zdecydowałam się wstać dziś o 4.30 rano i spróbować o 5.00. Pomysł był dobry, ale okazało się, że nalezało go zrealizować godzinę wcześniej, kiedy koty jeszcze spały. Bo o 5.00 jak wylazłam, zobaczyłam... Szarusia i "nowe", w najlepszej zgodzie harcujących po pustej (na szczeście) ulicy Wólczańskiej. Kiedy mnie zobaczyły, "nowe" wystraszyło się i szybko schowało... na moim własnym podwórku. Widziałam, jak mnie obserwuje zza filarka balustrady. Szaruś oczywiście się mnie nie boi (raczej ja jego

) ale zgodnie skręcił za "nowym" na moje podwórko i tez się patrzył. Poszłam na podwórko Pani Janki (naprzeciwko mojego domu) gdzie dotychczas widywałam "nowe" i postawiłam klatke, ale koty się nie pojawiły, za to wyszła kotka miejscowa i zleciały się gołębie.
Zrozumiałam, że nie doczekam się nowego i zwinąwszy majdan poszłam sprawdzić, co się dzieje na moim podwórku. A tam - Szaruś leżał rozwalony na ogrodowym stole, za to pod stołem swobodnie i radosnie harcowało "nowe". Na mój widok "nowe' pierzchło w popłochu w kierunku ulicy (Szaruś oczywiście nawet się nie ruszył). Postawiłam klatkę pod ogrodzeniem od Wólczańskiej, ale po "nowym" nie było śladu. Na podwórzu pod okienkiem do piwnicy, z której korzysta Szaruś lezał stos pokrojonej wędliny i parówek, pewnie resztki zapasów na długi weekend, nawet jeszcze dosyć świeże (tyle, że pod nimi utworzyło się prawie mrowisko) -więc koty NA PEWNO nie były głodne i nie zainteresowałyby się Whiskasem i mięskiem w klatce-łapce.
Będę oczywiście dalej próbowała, ale chcę parę dni odczekać (żeby już nie leżały resztki z weekendu na róznych podwórkach) i nad ranem wystawię klatkę, a wieczorem nie postawię zewnętrznego jedzenia (dam tylko w piwnicy). Może jak "nowe" przyjdzie i nie zobaczy mnie, a zastanie jedzenie tylko w klatce, to się skusi.
Klatka musi stać, zanim "nowe" się pojawi, bo na widok człowieka ucieka. Wygląda na młode kocię, taki podrostek, który może uciekł komus, bo chciał się "rozmnozyć", a może został wyrzucony, bo przestał być kociakiem i np. zaczął znaczyć. Być może będzie na tyle dziki i plochliwy, ze po sterylizacji trzeba będzie go wypuścić, zobaczymy. Fakt że zaprzyjaźnił się z Szarusiem może mu pomóc przetrwać. Chociaż to, ze płakał parę dni w nocy na podwórku (Pani Janka słayszała) może świadczyć, ze jednak był domowy.
Cieszę się, że Szaruś udowodnił, że nie wszystkie koty goni. Może już mu opadły hormony i będzie łagodniejszy? Ale kotka z podwórka Pani Janki nadal ma "zakodowane", że trzeba przed nim uciekać i obawiam się, że tak samo będzie reagowała moja piwniczna kotka.
