Cosia,Czitka,Balbi,Mić-idzie jesień!

Przeczuwam, że on wróci, skoro już taki zasiedzialy :wink:

felin pisze:Patrz, a ona go eksmitowala - zla kobieta

Bo to nie ten, przyjrzałam się dokładnie :evil:

Tamten był brązowy, a ten wczorajszy czarny. I grubszy. I tamte przychodzą w maju, a ten w kwietniu. Może on potem brązowieje, albo to samica była, a tamten samiec, albo odwrotnie. Ten wczorajszy miał takie trochę kosmate nogi, brrrr...No nic, porozglądam się po ścianach, pewnie jeszcze co wylezie, może zdjęcie się uda lepsze, bo wczoraj to trochę się bałam, ze on wyskoczy z tej szklanki podczas sesji fotograficznej. Niby się pająków nie boję, ale był taki lekko obrzydliwy.
Co tam pająk, jaki dzisiaj był piękny dzień! :1luvu:

Koty od rana w ogrodzie, a jakie szczęśliwe! A jakie opalania były, tarzania się w trawach, wyskoki zza krzaka, grzebanie dołków, łapanie motylków, wskakiwania na drzewa i nie wiem co jeszcze, ale wszystko! Calutki dzień w słońcu, pierwszym prawdziwym wiosennym słońcu. Dzielnie im dotrzymywałam towarzystwa kopiąc, grabiąc i siejąc.
Takie cudownie nabrzmiałe już pączki kwiatów czereśni, bez ma najprawdziwsze listki, a wierzba mandżurska lada moment obsypie się zielonością. Chwasty rosną jak oszalałe, tulipany już dosyć duże, wychodzą po zimowym śnie marcinki, w takich wielkich kępach.
A pokrzywy jak pięknie obrodziły!
Ale cudnie, zaczęło się! Ja dzisiaj w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach i oczywiście z grabiami i łopatą w rękach.
Tydzień temu ogród tonął w śniegu, ale się porobiło!
I najważniejsze- wysiałam dzisiaj cynie i moje ukochane onętki.
Teraz czekamy :ok:

A kosmosy dzie?

felin pisze:A kosmosy dzie?

Zasiane

Są przed budką Taśtasiek i za budką też, pomyślałam, że Miciowi będzie do twarzy w onętkach zwanych kosmosami, on lubi spać na tej budce w słońcu. Ale one długo rosną i wstępnie można pomylić z koperkiem :roll:

A co tam pająk, który wraca, jest gorsza sprawa. Wczoraj rano wylądowała na środku ogrodu :evil:

Pozwoliła podejść do siebie, łepek przekrzywiła, pogadała i usiadła :roll:

I tak sobie siedziała dobrą godzinę bacznie mi się przyglądając :strach:

Taśka wróciła?????
Jajka będzie znosić???????
Potem poleciała na drugą stronę ulicy do sąsiada, który ma spore oczko wodne i sobie pływała jak gdyby nigdy nic.
Ona myśli

Zawołaj ją po imieniu.
Jak się wabiły Taś-Tasie?

Dziobuś i Czarna Główka. Ale one reagowały na Taśka....
Ta też reagowała :roll:

Zmieniam na wszelki wypadek temat, czereśnia moja wielka jest chyba na chwilę przed zakwitnięciem, o tak:

Może jutro????

Zdawało mi się, że Czarna Mordka. :lol:

Byłem blisko.

Czitka, nie bój się Taśki. Masz ochronę. Poszczuj ją kotami, to odleci.

Nie do końca sprawa jest bezpieczna, koty wybiegły na Taśkę, ogony pod siebie i wystraszone do domu truchcikiem, takie one obronne

Taśki się nie boję, boję się, że kombinuje, gdzie sobie gniazdo zrobić, albo już co gorsze przyprowadzić dzieci.....

Miło Cię wspomina.
Ją odchowałaś, to i jej dzieci odchowasz.

kwiaty swe główki ku słońcu
żółtoczerwone uniosły
ptak trącił pączki zielone
trawy ze śpiewem już rosły

myszy się zbiegły pod drzewem
muchy w gałęziach tańczyły
jeże swą ścieżką dreptały
a chmury z wiatrem walczyły

Mamy już pięknie rozkwitniętą czereśnię i tulipany, ale takie byle jakie. No nie, co ja piszę, tulipany zawsze są piękne.
Można dodać ozdobę w kolorze silver metalic i wtedy jest jeszcze piękniej

Mić jest bohaterem, tutaj ma taką minę troszkę nieszczęśliwą, bo to było wczoraj, a wczoraj musieliśmy odwiedzić lecznicę i on to przeżył strasznie, bo nie lubi. Ale który kot lubi?
Otóż namacałam na szyjce kleszcza. Wielkiego, wstrętnego kleszcza. Nie potrafię ich sama usuwać, a że lecznicę mamy prawie obok, to Micia w koszyk, do autka, bo ciężki i jedziemy. Mić zawodzi w aucie na wszystkie tony, ale mówię do matoła, że to tylko sekunda, że kleszcz i że zaraz wracamy, ale on nie wierzy. Z wyjącym koszykiem wchodzimy do doktora Piotrusia, Mić zapiera się ciężką pupą w koszyku i mówi, że nie da się wyjąć. Nie i koniec. Ale Mić jest łakomy i za chrupki whiskasowe na kłaki da się pociąć w kawałki na lecznicowym stole. Dał się wyciągnąć. I dał kleszcza wyjąć. I popsikać. I gratisowo jeszcze potem pod szyjką i pod paszkami doktorowym spryskiwaczem gratis. A potem zakropiliśmy Frontlinem karczek zabrawszy dawki dla dziewczyn, wracamy do domu. Już bez syreny, on wie. Ale niestety jak wyszedł z tego koszyka do ogrodu, to do domu nie. Nie i koniec, bo może znowu gdzieś będziemy jechać :roll:

Ubłagałam na kolejne chrupki koło 22-giej.
A poza tym przykrym kleszczowym incydentem, jest cudnie. Wszystko rośnie, kwitnie, można się całymi dniami wylegiwać na dachu Hiltona, albo na leżaku. Albo na krzesełkach. No w ogóle super, bo są motylki i jeżyk też już był i w ogóle z każdym dniem pysie nam się coraz bardziej uśmiechają. A że teraz deszcz pada? A co tam deszcz, jutro wszystko będzie pachnieć jeszcze bardziej!

Czytając opis miciowej przygody miałam deja vu. Widziałam mojego ukochanego matoła, którego nigdy nie zapomnę. Każda wizyta u weterynarza z Kociołkiem przebiegała podobnie.

Ale u Ciebie jest pięknie zielono!
Biedny Mić, taki stres zaliczył z powodu głupiego kleszcza

. Dla Micia powinnaś się poświęcić i nauczyć wyciągać te draństwa

Cosia,Czitka,Balbi,Mić-idzie jesień!

Kto przegląda forum