No i Cudaczek już jest po...
Tak się denerwowałam, że z kotem byliśmy w gabinecie już o 17-tej, a pięć minut póżniej kocio dostało narkozę...
Odebraliśmy go o 18,40, chciałam, żeby wet go troszkę dłużej poobserwował...
Po powrocie do domu biedulek cały czas spał, a ja i reszta towarzystwa siedziałam przy nim w łazience...
Panny ciekawskie i jednocześnie trochę przepłoszone, nawet Kacperek, którego nic nie dziwi, a jak już to po fakcie

też zagląda do łazienki.
Rambuś siedzi w kontenerku, ma czystą pościel, wybudza się co chwilkę,
pomiałkuje, a ja zaraz go głaszczę i do niego gadam...myślę, że jakoś nam ta nocka minie.
Wet się śmiał, że kocio ma niedobrą pańcię, nie dość, że ogon obcięła to jeszcze i wycięła to co pod ogonem....na szczęście nie ja to robiłam
własnymi ręcami
Właśnie znowu się przebudził, byłam, wygłaskałam, podrapałam pod bródka i kocio się położyło...
Na szczęście do rana coraz mniej godzin:)