Po wypowiedzi Marcelibu pognałam do kuwety i akurat trafiłam na Felę
Sytuacja na chwilę obecną wygląda tak: Fela wysiusiała naprawdę bardzo dużo

, 1/3 sporej kuwety była zalana, po czym poszła... jeść. I to suche, którego od kilku dni nie tykała (memłała tylko trochę puszki). Nie zjadła może ogromnej ilości, ale jednak bardzo mnie to cieszy. Zastanawiam się, czy nie wstrzymywała moczu z uwagi na ogólny stres po weterynarzu. Już parę razy to przerabialiśmy. Oddycha nadal szybko, na pewno jednak wolniej niż rano.
Ponieważ od 1,5 roku nie mieszkamy we Wrocławiu, mogę zapomnieć o całodobowej lecznicy. 9-18 to godziny przyjęć, chociaż na pewno można coś podziałać telefonicznie - do tej pory nie musiałam z tego korzystać, to nie wiem. Jutro się dowiem. Na nieszczęście zaczyna się weekend, a w następnym tygodniu jeszcze majówka.

Zastanawiam się - na wyrost - co zrobić, jeśli jutro nie będzie wyników morfologii. Doszłam do wniosku, że jeśli będzie się czuła tak jak teraz, czyli będzie przejawiała większą aktywność, to zdecyduję się na RTG w ciemno. Bo na pewno w pon. ani we wt nie dam rady tego załatwić (żeby było zabawniej - we wt sama idę na RTG klatki piersiowej). A potem wypada maj. Plus nieszczęsnej sytuacji, że miałam pewne oszczędności na weekend majowy, więc nie mam problemów z wydatkami na leczenie.
Nie wiem czemu, ale męczy mnie to zapalenie płuc.

Nie chce mi się wierzyć w tego chłoniaka. Albo mam jakiś syndrom wyparcia, albo intuicję. Czas pokaże. Mój ojciec miał psa z chłoniakiem, którego straciliśmy po długim leczeniu w 2003. Wiem, że chłoniak chłoniakowi nierówny, ale coś mi mówi jednak, że to nie to. Suka mimo podania leków była apatyczna do końca. Może koty reagują inaczej? Gdybam, nie mam zupełnie doświadczenia w takich chorobach.