Rzeczywiście trochę się zaniedbałam. Ale wieczorami pracuję nad pewnym projektem i mam straszne wzloty i upadki. Raz mi się wydaje, że wszystko się uda... a dzień później, że nic z tego nie będzie

Jest ciężko
Jeże pakują plecaczki i pewnie jutro większość się wyprowadzi.
Postanowiłam, że Burasię (przyjęłam jednak, że to koteczka, bo strasznie cienko miauczy) będę dokarmiać jak się pojawi. Przez długi weekend pojawiała się około 20'stej, więc przyjęłam, że jak jej nie będzie, nie wystawiam miseczki. Dziś się nie pojawiła. Jak już się całkiem ściemniło wyniosłam jedzenie jeżom. Za chwilę patrzę, a Burasia wyżera Brzydalkową porcję. Popędziłam więc żeby i jej coś przygotować. Wracam... a tu Burasia mną spłoszona porwała kilka kawałków mięsa z jeżowego talerzyka i je w biegu. Potem próbowała się dosiąść do konsumującego jeża, ale jeżu zrobił "fuf" i jak niepyszna usiadła obok i czekała na uzyskanie dostępu. W końcu udało mi się ją nakierować na jej własną miseczkę
