EVA2406 pisze:Nie znam się na depresji, więc nie będę się wypowiadała.
Wiem, że jak mam w swoim życiu trudne chwile ( a nie brakuje ich, niestety), to przy życiu trzymają mnie moje ukochane domowe zwierzaki ( psy i koty). I nie wyobrażam sobie jak mogłabym któregoś z nich oddać.....
Wiem, że one czują mój nastrój, że jak jest mi źle, to podchodzą liżą, zaglądają w zapłakane oczy i wtedy wiem, że muszę się pozbierać i dalej walczyć, choćby tylko dla nich ......
Bardzo mi żal tego koteczka, ale jestem "zakocona" i "zapsiona" po dach

Eva2406,
podpisuję się pod Twoimi słowami. Nie jestem lekarzem i na depresjach się nie znam.
Wiem jednak, że bardzo często zwierzęta pomagają ludziom w chorobach, a w tych o podłożu psychicznym nawet skuteczniej.
Sama przeszłam koszmar irracjonalych lęków spowodowanych niedoczynnością tarczycy, której lekarze nie potrafili zdiagnozować prze 8 lat ! Ja będąc osobą bardzo energiczną, samodzielną, odważną ... stawałam się z dnia na dzień coraz bardziej lękliwą, histeryczną kobietą
Co wtedy zrobiłam ? Wzięłam do domu malutką koteczkę, aby troska o nią odwróciła moją uwagę ode mnie samej, abym nie zrobiła ze strachu głupstwa .... Kocina nie wyleczyła mnie z choroby, ale POMOGŁA samą swoją obecnością przetrwać bardzo trudny dla mnie okres, bo ona mnie bardzo potrzebowała a ja potrzebowałam jej. Chorobę wreszcie jakiś nie internetowy lekarz zdiagnozował i wszystkie problemy zniknęły. Kotka ma dzisiaj ma 12 lat i nigdy bym jej nie oddała, bo ja mam rozum i mogę próbować sobie pomóc, dla kotów takie rozstanie to prawdziwa trauma.
Każdą chorobę się leczy, depresję też ...
Żyję już dość długo i wiem, że w 99% zwierzak, któremu się pomaga jest wdzięczy
z ludźmi ... powiedzmy oględnie - bywa różnie
