Steryd działa, więc Tygrysek całkiem-całkiem.
Nie szaleje, nie biega, nie skacze. Bo stary jest! Ale plamy słońca na dywanie wykorzystuje czasem do wyciągnięcia się na nich i wygrzania się. A teraz po kolejnym śniadanku leży obok mnie na kołdrze i śpi.
Ja od wczoraj walczę z klasyczną migreną, i o ile wczoraj to ona (ta migrena) walkę wygrywała, to dzisiaj już jest w odwrocie. Powoli, bo powoli, ale się wycofuje.
Tatę w piątek zgłosiłam do hospicjum domowego. Od tygodnia zaczął na mniej więcej dwie godziny wstawać z łóżka i siedzieć na fotelu. Z czego się bardzo cieszymy, bo to i dla skóry dobre i dla płuc. A siadać wreszcie może, bo udziargałam Jemu "kocie posłanko", to znaczy poduchę do siedzenia z dziurą w środku. Coś na wzór poduszki poporodowej, jaką sugerowała prowadząca onkolog. Tata ma częściowo zniszczony dolny odcinek przewodu pokarmowego po radioterapii, przerzuty w jelicie grubym i odbytnicy i jak siedzi, to ze względu na ucisk organów wewnętrznych na podbrzusze, odczuwa dyskomfort i doopka go boli. No to teraz siada z doopką w dziurze podusi i nie ma ucisku. I jest bardzo ze swojego "kociego posłanka" zadowolony. Jak je dziargałam, to przymierzałam pod siebie (dosłownie!), ja mam źle ułożoną kość krzyżową kręgosłupa i też mnie boli, kiedy na niej siedzę. Więc wiedziałam, że gdy moja będzie w powietrzu, to dla Taty podusia też będzie dobra. Bo poduszki poporodowe ze trzy obejrzałam i obmacałam w sklepach rehabilitacyjno-medycznych i stwierdziłam, że to nie to. A kocie posłanko się sprawdza.
