Nie wiem od czego zacząć, cała się trzęsę z nerwów i bezsilności.
Tiger i Diabluś poszli do domku stałego, do miłego pana, z kocim doświadczeniem, który twierdził, że kocha ich ponad wszystko. Po niecałym miesiącu, gdy chłopcy zaczynali już czuć się w nowym domu swobodnie, dostałam wiadomość, że pan musi wyjechać w delegację na 6 tygodni i nie jest w stanie zapewnić teraz kotom opieki. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że najlepiej by było, jakby chłopcy wrócili do nas na te 6 tygodni, bo znają nas, dom i nasze koty. A pan ich zabierze od razu po powrocie, bo strasznie ich kocha i nie wie jak przeżyje rozłąkę. Powiedział, że pechowo zepsuł mu się samochód i nie jak ich przywieźć, więc ja pojechałam te 140km w obie strony po kociaki.
Tiger i Diabluś są u nas od 5 kwietnia.
Mijają tygodnie, ja piszę smsy, zostawiam wiadomości na facebooku, wysyłam maila ze zdjęciami. Dostałam dwie krótkie odpowiedzi, że fajne zdjęcia. Pan sam nie pisze, nie dzwoni, nie zagaduje, a widzę jego obecność na facebooku. No ale cóż, jest w delegacji, w pracy. Miałam małe wątpliwości. Ale chłopcy zaczęli dojrzewać, trzeba było ich wykastrować- zadzwoniłam, omówiliśmy to i pan wysłał pieniążki.
No to wątpliwości minęły, skoro zapłacił, to chyba chce nadal koty.
Ale potem znowu dłuuuugo cisza. Co kilka dni pisałam co u kotków, bo są naprawdę fantastyczni, ale bez odzewu.
Nie chciałam pytać wprost "chcesz te koty czy nie?", żeby go nie urazić, czy już sama nie wiem. Ale napisałam, jak tam jego plany, bo 6 tygodni wkrótce mija- dowiedziałam się, że delegacja się przedłuża, ok. Ale nadal żadnych konkretów.
Po kolejnych kilku dniach bez wieści napisałam już bezpośrednio, co dalej zamierza ze swoimi kotami począć
"Hej, kiedy planujesz powrót?
koty o Ciebie pytają

mamy w domu oblężenie, więc dobrze byłoby wiedzieć kiedy ich odbierasz
czy jest w ogóle taka opcja, że chłopaków już nie odbierzesz? sorry że tak pytam bezpośrednio, nie chcę Cię urazić, ale oni zaraz wyrosną na dorosłe kocurki i będzie ogromny problem z ewentualną adopcją"
I dostałam odpowiedź:
"to na pewno jeszcze chwile potrwa, do konca maja jestem w gliwicach nawet moze troche dluzej, pozniej zaczynam remont w mieszkaniu
na ten czas bede mieszkal u rodzicow wiec tam nie ma mozliwosci
pozniej sprzedaje mieszkanie i dopiero jak zamieszkam w nowym
nie wiem jak dlugo to potrwa, wiec jesli znalazlby sie ktos kto wezmie chlopcow to by bylo super, nie chce im jakos blokowac drogi do szczescia
postaram sie jakos wieczorem zadzwonic to pogadamy"
Minęły 3 dni i nie zadzwonił, na faceboooku przesiaduje itp. Brak mi słów. Ale zabawa dopiero się zaczyna...
Dziś rozedrgana napisałam:
"Miałeś zadzwonić trzy dni temu. Jak widać nie poczuwasz się do żadnych obowiązków związanych z Twoimi kotami. Ciekawa jestem czy gdybym nie spytała o dalsze losy kotów, to kiedy byś mnie raczył poinformować o swoich planach. Nie rozumiem jak można było podjąć tak pochopną decyzję , jak miałeś już plany remontu i zmiany mieszkania. W głowie mi się to nie mieści. Najgorsze jest to, że już dawno chłopcy mieliby wymarzony dom. Teraz pojawiły się kocięta i szansa na adopcję spadła drastycznie. W tej sytuacji muszę się zwrócić do Ciebie o zwrot kosztów dwukrotnej podróży kotów do Ciebie. Był to wydatek 90zł. Koszt utrzymania kotów przez ostatnie tygodnie policzony bardzo symbolicznie 200zł. Nie jesteśmy schroniskiem, przytuliskiem ani hotelem. Koty przyjęłam grzecznościowo, bo miałam nadzieję, że czekają i wrócą do kogoś kto je naprawdę kocha. Okropnie mi przykro, a szczególnie żal mi Diablusia, bo to jego drugi powrót z adopcji."
Odpisał: "Przepraszam, że nie zadzwoniłem, cały czas coś się dzieje. Nie mam na nic czasu. Co do zmiany mieszkania to nie ma żadnego wpływu na koty, ponieważ w nowym mieszkaniu też miały by swoje miejsce. Natomiast problemem jest to, że na razie mnie nie ma na miejscu i mieszkam tak na prawdę na walizkach i tego przewidzieć nie mogłem. Mówiłem, że do końca maja będę wiedział i wtedy dam znać co dalej. Jeśli chodzi o koszty, które podajesz, uważam je za bez zasadne. Jeśli tak stawiasz sprawę to widzę, że coś jest nie tak i rezygnuję z całej tej akcji, ponieważ jest dla mnie co najmniej dziwna. Nie wiem, czy potrzebujesz oficjalnego wypowiedzenia umowy, jeśli tak to polecę mojemu prawnikowi aby taką przyszykował i wysłał."
Szkoda, że nie można udusić online, więc odpisałam:
"Nie przemawia do mnie argument braku czasu, bo jeśli jest się właścicielem żywych istot i wiele mówi o przywiązaniu do nich, a potem nie wykona się przez kilka tygodni ani jednego telefonu czy smsa, to jest to co najmniej dziwne. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że oddaję koty pod czyjąś opiekę i przestają mnie one interesować. Sam pisałeś o długim weekendzie w Rybniku, a teraz, że ani trochę czasu nie miałeś, to jest po prostu śmieszne i świadczy jedynie o Tobie. Mówiłeś, że do końca maja wrócisz do Rzeszowa, a nie, że powiesz co dalej. To nie przechowalnia. Nie tak się umawialiśmy. I dziwi mnie, że nie poczuwasz się do pokrycia kosztów jedzenia dla Tigera i Diablo, przecież nie żywię ich powietrzem. Nie powinieneś nigdy dostać pod opiekę innego zwierzęcia i mam nadzieję, że inne instytucje czy osoby, będą umiały to w Tobie dostrzec, bo ja chyba byłam zbyt naiwna. Proszę o pisemne wypowiedzenie umowy sporządzone przez Ciebie lub Twojego prawnika. Ode mnie również możesz spodziewać się pisma."
I odpowiedź: "Dobrze, w najbliższym czasie prześlę takowe. Pozdrawiam.
Informowałem o tym, że moja sytuacja nagle stała się niestabilna. No ale skoro tak stawiasz sprawę. Nie było mowy o tym ,że mam łożyć na utrzymanie, kiedy są u Ciebie.
W każdym razie sprawa jest zakończona."
Diabluś właśnie wpakował mi się na kolana i strasznie głośno domaga się pieszczot, a Tigerek przybiega z piłeczką, żebym mu rzucała.
Są cudowni.
Serce mi pęka
