Dziwne rzeczy się dzieja ostatnio, dziwne...
Wczoraj Ogońcia, a dzisiaj Łapek, Miluś i Ogońcia dorwali mnie idącą sobie chodnikiem i darli japy (dosłownie

) jakby ze dwa dni nic nie jedli. Dzisiaj to już tak Łapek miauczał, głośno i non stop, ze wrociłam do domu po saszetki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby .... nie 3 stojące miski z chrupkami

w każdej inne - troszkę nadjedzone. I naprawdę towarzystwo głodne, bo jak się rzucili na jedzenie to nie odeszli póki nie zostało czysto.
A wieczorem gdy wracałam, zajrzałam do blokowych - na trawniku siedziała Oczusia, a gdy mnie zobaczyła zaczęła się kręcić przy miseczkach. Podeszłam, dałam saszetkę, ona oczywiście odbiegła w kierunku parkingu, gdzie są garaże. Przyczaiła się, na ugiętych łapkach z boku garazu (ja stałam na tyłach garazy) i wyciąga łepetynkę żeby oblookać sytuację. zaciekawiona, co mogło aż tak pochłonąć Oczusię podeszłam (ale nie za nią , tylko obchodząc garaz dookoła) i ... kot zniknął

Garaż z boku ktorego się przyczajała był lekko uchylony, kota nie ma. Patrzyłam pod schodami, przejrzałam cały parking, zapadła się jak kamień w wodę

Moim zdaniem wlazła do tego garażu, ale panowie, ktorych dorwałam przez szparę powiedzili, ze "nei ma tu żadnego kota, bo tu sa psy", Wprawdzie nie słyszałam jednego, ale może były. Mam tylko nadzieję, zę wylazła stamtąd a nie że ją zamknęli.