Widziałam dzisiaj z bliska kota, zazwyczaj widywałam go z daleka.
Nie jest chudy, choć szczuplejszy niż na zdjęciach z 2012. Zwłaszcza mordka mu schudła, boczki nadal wypełnione. Kot jest bardzo nieufny.
Dzisiaj kot tak się ustawił zauważyłam wyraźnie, że kot ma obcięte ucho.
Aż się zalogowałam popatrzeć na zdjęcia, które mu robiłam i jak sobie klikniecie powiększenie i się przyjrzycie, to faktycznie widać, że prawe ucho było już wtedy ucięte.
Czyli jest to jakiś dziki kot, który z jakiegoś powodu przyplątał się na teren kryśkowych kotów.
Kryśka oczywiście bardzo by chciała, aby go zabrać. Wcale jej się nie dziwię, bo nie raz widziałam jak wredota goni kryśkowe koty. Ponoć goni nawet Czarną Cholerę, a to jest prawdziwy wyczyn.
Jednak tego życzenia Pani Krysi niestety nie mogę spełnić.
To jest dziki kot i na dodatek już wykastrowany.
A miałam go łapać na wiosnę. To chyba takie memento do "Awantury o ucho" wątku Koteryjnym.
Co prawda ja od razu bym go wypuściła, bo brak kawałka ucha zauważyłabym już w klatce.
Albo może nawet bym go nie łapała, bo jak przyszłoby do łapania w obecności Kryśki to miałabym okazję do bliższego przyjżenia się kotu.
Gdyby jednak kot miał mniej szczęścia i ucho byłoby nieobcięte, to jak nic wylądowałby na stole.
Jak widać kot może sobie pójść z jakiegoś powodu na inny teren.
A dzięki temu, że ma ucho obcięte oboje mamy spokój. I on i ja.