U nas większość śniegu stopniała, a potem zamarzła, dzięki czemu mamy tzw. czarny lód. Dobrze, że Ala ze mną wracała, bo mogłoby być różnie - i tym razem mogłoby się skończyć gorzej niż rozwalonym kolanem...
Fioneczka popuszczała tylko trochę na podkład, ale była w kuwetce (choć bez efektów). Odsiusiać dała się bez wielkich bojów (zaprotestowała tylko na koniec i tylko miaukiem, że już dość), więc była bardzo dzielna. Martwi mnie fakt, że mimo iż od operacji minął już jakiś czas, nadal gdy chodzi lub siusia lub robimy kupkę, z rany pooperacyjnej wycieka płyn surowiczy z krwią. No i że z chodzeniem jest raz lepiej, raz gorzej. Gdybym miała przynajmniej jasne informacje od dr. Gierka że obrzęk może się utrzymywać tyle to a tyle, to jest w porządku, a tym się trzeba niepokoić, to jest wskazanie do pilnej wizyty etc. to mniej bym się stresowała. Nie miałam dotąd pod opieką kota po takim zabiegu, nie wiem czego się spodziewać, więc w efekcie stresuję się do obłędu wszystkim. A taki luz w podejściu do kota, który miał było nie było poważną operację budzi moje najszczersze zdumienie i wzbudza tym większe obawy. Bo to, że umiem robić zastrzyki podskórne nie świadczy przecież o tym, że jestem wetem lub technikiem weterynaryjnym. I że się w krótkim czasie nauczyłam odsikiwać i odkupkowywać kicię. Nie jestem alfą i omegą - wolałabym większą staranność w opiece nad kotem i nieco mniej zaufania. Bo skoro Ala usłyszała, że kolejne kontrole (prócz tej ze zdjęciem szwów) to w Lupusie, to tak spychologią mi pachnie

. Zawiodłam się, bo liczyłam na co innego. Przecież nie prosiłam o zniżki, darmowe usługi, gratisy - prosiłam o dobrą opiekę dla kota, a wizytę w poniedziałek to w zasadzie wymusiłam

.
Może ktoś z Was, kto miał koty po tego typu zabiegach powie ile czasu trwały poszczególne etapy leczenia pooperacyjnego? Bo może panikuję bez potrzeby, albo też (oby nie) dałam sobie wmówić że "tak ma być" a powinnam reagować szybciej? Na razie - ponieważ umówienie do wybranego traumatologa we Wrocławiu napotkało pewne problemy natury technicznej (telefon albo zajęty, albo niedostępny), napisałam długi email z prośbą o wyznaczenie wizyty lub wskazówki, jeśli niepotrzebnie się nakręcam. Bo po przebojach z ludzką służbą zdrowia, jestem trochę przeczulona. ostatecznie gdybym posłuchała optymistycznego pana dyspozytora, to już by mnie tutaj nie było...