
Trzeci raz zakładam nowy temat, za każdym razem w pewnym momencie wszystko mi się kasowało (samo samo, a jak)

Może najpierw w skrócie: Od października jesteśmy Dużymi dla dwóch kociaków. Oba ze względu na choróbska początkowe też były nieszczęściami

Szczęście 1 - czuli Luna.
Jak ją wzięliśmy miała 3 może 4 miesiące. Bida taka, że aż żal było patrzeć. Sama skóra i kości, wzięta była ze Straży Ochrony Zwierząt. Brudna tak, że dopiero trzykrotna kąpiel sprawiła, że przestała śmierdzieć. Niby miała być zdrowa, ale miała przez 2 miesiące biegunkę praktycznie bez przerwy. Zarobaczywiona była niemożebnie, do tej pory odrobaczania - minimum co 6 tygodni. Glist tyle, że mogłaby obdzielić z 10 kotów przynajmniej, ale obdzieliła tylko jednego, a mianowicie Solara

Jest strasznie śmieszna, w ramach pieszczot lub podgryzać (ale nie mocno, lekko przyszczypuje), jest obłędnie miziasta i uznaje mnie, mnie, mnie, sporadycznie mojego męża i córę

Jak ją wzięliśmy - nie umiała ani korzystać z kuwety, ani się bawić.
Szczęście 2 - czyli Solar.
Wzięty tego samego dnia co Luna, ale w środku nocy przywieziony przez mojego męża. Wychowywany na wsi, w domu, wychodzący na dwór, przy mamusi. Kompletna odwrotność Luny. Dobrze odkarmiony. Miał być Syberyjski, ale matka się puściła z dachowcem i z Syberyjskiego ma tylko charakterek. Już po 2-3 dniach z gorączką prawie 41 stopni na antybiotyku - nie mam pojęcia skąd mu się to wzięło. Po 2 tygodniach - ropień w oku. Na szczęście wszystko szybko się wyleczyło i poza robalami, które dostał w prezencie od Luny - nic mu nie było. Robi się coraz potężniejszy, w wieku podobnym jest co Luna. Może o miesiąc młodszy.
Też uznaje głównie mnie, ale męża ciut częściej niż Luna. Śpi w nogach albo pod kołdrą, lubi się przytulać do mojego brzucha, ale z racji Luny śpiącej na moim biodrze często jest to niewykonalne, bo ta skubana jak widzi to, to natychmiast zaczyna go atakować - tak skutecznie, że biedny Solar wyłazi i śpi już dalej na kołdrze. Również miziak i przytulak, czasami mam obie ręce pełne roboty. Dość długo się oswajał i nie chciał do mnie przychodzić, zwłaszcza długo jak na kociaka. Ale dzięki niemu Luna naumiała się kuwetki

Oba się uwielbiają, a przez pierwszy miesiąc, zanim kota nauczyła korzystać z kuwety musiały w nocy i przez okres naszej pracy być izolowane w łazience.
A teraz nieszczęście nr 3

Zajączek przyjechał w sobotę, razem z lidka02 i alab. Dziewczyny pojechały, a Zajączek został

W sobotę było nieźle, chował się, oczywiście, ale w miarę przychodził, obwąchiwał się z maluchami i wydawało się, że będzie OK. Niedziela dała nam potężnie do wiwatu. Zaczęło się od awantury pomiędzy Zajączkiem i Solarem. Nie wiem który zaczął, ale potem już była równia pochyła. Skoro Zajączek awanturował się z Solarem, to Luna nie mogła stać z boku. Więc była awantura na trzy fronty. Solar wył i odwracał się na plecy, Luna go broniła i Zajączek obrywał. Zestresował się biedny na cacy, zasikał dwa miejsca w pokoju córy, i jedno w salonie. Zajączek jest świeżo po sterylizacji i jeszcze "capi" kocurem, więc ciężko to przeżywam.
W tej chwili mamy przymiarek do adaptacji dzień trzeci nie licząc soboty.
Dzień pierwszy - Zajączek ciągle w kominku, schowany, nie da się do niego dotrzeć w żaden sposób. Chciałam wynieść go do łazienki - musiałam skapitulować. Nie wychodził nawet do kuwety, ani do jedzenia.
Dzień drugi - Zajączek izolowany w pokoju, skoro się tam zaszył to nie ma co wyciągać go na siłę. Korzysta z kuwety, je, pije, kompletnie nie wychodzi jak ktoś jest w pokoju. Trafiłam trzykrotnie na moment, że akurat był poza kominkiem, i nawet podszedł na chwilę. Nie stresowałam kota, choć nadal planuje przenieść go do łazienki. Wieczorem miauczał, chyba chciał wyjść, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. W każdym razie kot w miarę nie niepokojony - chyba ciut się wyciszył.
Dzień trzeci - czyli dziś. Wchodzę do pokoju - Zajączek leży na fotelu i patrzy. Ucieka jak podchodzę. Usiadłam, pogadałam do niego, przyszedł na chwilę. Kuweta używana do siku na 100%, więc chyba tu już mamy postęp. Nie wlazł na kolana, nie ocierał się o nogi, ale do ręki podszedł. Dał się chwilę pogłaskać, ale jak wyciągnęłam drugą rękę to uciekł od razu do kominka. Mieliśmy też bliskie spotkanie Zajączka z Luną i Solarem. Młodziaki są bardzo zainteresowane i chcą do niego, ale nie pozwalałam, żeby Zajączek się nie denerwował. Dziś pozwoliłam im wejść na moment. Było dobrze. Nie rewelacyjnie, ale dobrze.
Przewąchały kuwetę, powąchały się wzajemnie, niezjeżone, zainteresowane.
Ogólnie przez pracę i kupę obowiązków codziennych i świątecznych nie bardzo mam czas zająć się kotkiem, ale staram się wejść kilka razy chociaż na chwilę i pogadać do niego. A czasami usiąść na podłodze i pozwolić mu dojrzeć do tego, żeby podejść do mnie samemu...
Poza tym Zajączek ma straszliwie chudą dupkę i zapadnięte boki. Z tego co mówiła Lidka, to schudł w lecznicy... Suchą karmę daję mu nawet trzy razy dziennie, żeby miał jedzonko, ale nie je olbrzymich ilości. Obawiam się, że jest też zarobaczony, bo ma luźne napowietrzone kupy, ale nie chcę go stresować póki co...