No to w ramach wyciszania się i leniuchowania załatwiłam sobie OIOM.
Pierwszy pacjent, ów buras z Chomiczówki - ma się wyraźnie lepiej. Dziś w nocy obudził mnie mlaskaniem, zaczął ładnie jeść (przynajmniej mokre). Udało mi się też dwukrotnie dać mu antybiotyk bez pacyfikowania go przez drugą osobę. Ale generalnie nie przepada za mną
Zabrałam też do domu Kudłatą - początkowa poprawa się wycofała, kot wygląda prawie tak jak na początku. I nie je

Początkowo myślałam, że będziemy się pacyfikować w rękawicach, ale w końcu zrobiłam jej nawet kroplówkę w pojedynkę. Teraz ona bardzo potrzebuje kciuków, bo to oznacza że jest naprawdę słaba. Przy okazji podotykałam te jej kołtuny, są rozpaczliwe, a pod nimi - rany na skórze. Nie mam wizji co z nią dalej, o ile się nie oswoi

Ale na razie - musi przeżyć.
No i dotarł Kynek. Kosmita i Stefan powrócili, tym razem w futrze buro-białym. Jedyne co mogę o nim dobrego powiedzieć - to ma rewelacyjny charakter. No i pozwala się karmić, choć technicznie idzie nam to dość fatalnie, kot ma kompletnie bezwładną żuchwę i jakoś mało skoordynowanie działający język. Rokowania ma bardzo ostrożne, nawet jeśli uda się go doprowadzić do stanu umożliwiającego operację i nawet jeśli operacja w pełni naprawi mu mordkę... Kciuki potrzebne, długotrwałe.
Na wycieczce w lecznicy była Berta, Wólka, Długowłosa i Kuba. Czekam na wyniki, pewnie będą jutro.