Wczoraj wróciłam tak późno, że już nie chciało mi się pisać.
A więc było to tak:
W czwartek wieczorem zadzwoniła ilgatto z wieścią o zaczepiającym ludziuf kocim dzieciaczku. Kocie dziecię zabrała z mrozu koleżanka Ani K. (kobiety, która żadnego kota się nie boi) i spanikowała, bo jej dziecko ludzkie ma na koty alergię i nie wiadomo co dalej uczynić. Obydwie Anie (ilgatto i Ania K.) mają poziom zakocenia w mieszkaniu mniej-więcej na poziomie jeden kot na metr kwadratowy, plus pozajmowane łazienki, kotki z łapanki czekające na sterylizacje i w efekcie malutkiej nie było gdzie wcisnąć, ani nawet za szafę w pokoju.
A, że ilgatto mądrą i dobrą kobietą jest, to żadnemu zwierzęciu na mrozie marznąć nie pozwoli, choćby i słoń ci to był.
Zajrzawszy do łazienki zorientowałam się, że żadnego zwierza w niej nie ma, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mała w niej tymczasowo zagościła.
Pół godziny później dobra kobieta, która zgarnęła z ulicy marznące gadatliwe futro, zawitała do mnie z prześlicznym trzykolorowym maluchem. Małe cuś zostało umieszczone w łazience, dostało ręczniczek koło kaloryfera, jedzonko, picie i własną osobistą kuwetkę. Cuś okazało się być ogromnie mizialskie, rozgadane, potwornie głodne i takoż brudne. Z kuwetki skorzystała bezbłędnie.
W piątek Ania K. umówiła nas do weta. Małe cuś zostało zbadane i było w całkiem niezłym stanie. Ma około 8 - 10 miesięcy, jest już odrobaczone, odpchlone (profilaktycznie, bo nic po niej nie skakało, a przynajmniej nie zauważyliśmy) i obmacane. Ania chciała małą odsyłać gdzieś do DT do Krakowa, ale orzekłam, że nie ma najmniejszego sensu urządzać kotu wycieczek i może sobie w naszej łazience siedzieć czekając na sterylkę. Jeszcze nie wiemy czy sterylka nie będzie aborcyjna, na USG nic niby nie było widać, ale wet nakazał obserwować cycki i brzucho.
Małe cuś okazało się być stworem niemiernie towarzyskim, potwornie płakało zamknięte w łazience, wiec serce moje nie wytrzymało i w weekendowy wieczór otworzyłam jej drzwi na salony.
Waśko od czwartku koczował pod drzwiami z miną żadną, natomiast gdy ujrzał maleńkie cuś wypełzające z łazienki zrobił minę takową

i zostało mu już tak do końca wieczoru.
Cuś wracało na noc do łazienki, a kiedy byliśmy w domu wychodziło na apartamenty i łaziło.
Co by nie było efekt jest teraz taki:
Małe cuś jest na salonach już zainstalowane, albowiem Waś siedział pod drzwiami łazienki z miną nieszczęśnika, kiedy tylko się to to małe tam zamknęło i patrzył na mnie wymownie:
No weź to wypuśćCuś zostało przez pierworodnego nazwane Kropka, albowiem małe to to jest jak kropeczka.
Wasilij uczynił z małej kompana do zabaw, a właściwie ona uczyniła z niego. Zaczepiała go bez przerwy, chwilę udawał nieprzystępnego, ale szybko wymiękł i teraz bawią się na całego.
Jedzą razem, a Waśko udostępnił maluchowi kawałek parapetowego kocyka.
W tym tygodniu zaszczepimy małe cholerstwo i już niedługo wysterylizujemy.
Dzieciaczek wygląda tak:


Małe jest już czyste
