Śliczna Selenka - dziękujemy za zdjęcia!
Malcolm dzisiaj przeniósł się do siebie. Martwiłam się wkładaniem go do kontenerka, ale obyło sie bez jakichś strasznych scen. Na miejscu jeszcze nie jadł, ale zmieniał miejsce parę razy, czyli nie wyłączył się z życia

. Podobno patrzy i obserwuje z wyrzutem. Ponieważ odwoziliśmy go na miejsce, żeby z nim pobyć trochę w nowym miejscu, więc wytłumaczyłam mu (przynajmniej się starałam

), że to już ostatni raz na długo, długo - że w tym mieszkaniu może się już przyzwyczajać, że wszystko będzie dobrze. Magda, u której zamieszkał, przed chwilą mówiła mi przez telefon, że zamknęła go w pokoju z jedzeniem (policzone chrupki + odmierzone "mokre"), wodą i kuwetką (od nas, z "Malcolma" oryginalnym żwirkiem

, żeby było bardziej "znajomo") i nie będą mu tam wchodzić do rana, żeby mógł się swobodnie pokręcić. Oby zjadł coś! Jeśli nie, to będę jechała do niego rano z tabletkami "przeciw strachom", żeby pomóc mu się oswoić z sytuacją...
Jestem bardzo przejęta - to dla niego taka szansa! Cudowni ludzie, dwa przyjazne koty na miejscu, bezpiecznie, spokojnie...
Przy okazji cudnie było zobaczyć naszego dawnego podopiecznego Miętusa (rozminęli się u nas z Malcolmem

), który wyrósł na 5-kilogramowego kocura bez grama tłuszczu. Prawdziwy mięśniak z niego! Tylko melancholijne spojrzenie to samo. Jeśli by się udało z Malcolmem, to Magda będzie miała naprawdę piękną trójkę: majestatyczny Malcolm, melancholijny Miętus i nieco pyskata tricolorka Dzika (która dzika wcale nie jest). Są kciuki?
Bo ja nie mogę z przejęcia usiedzieć w miejscu
