Misia nie ma i nie będzie.Czy ja coś robię nie tak?Czy moje dotknięcie, nasz miłość przynosi kotom śmierć. Kotom już tej śmierci wyrwanym.
Misio odszedł utulony miłością Pani Basi i jej Męża.Byli z nim do końca tuląc i pomagając przejść przez most.
Walczyli o niego do końca . Robili co mogli. Byli poumawiani ze specjalistami ale nie udało się. Śmierć była szybsza. Misio miał zmiany neurologiczne.Paraliż jednej części ciała,który postępował z godziny na godzinę.Weci twierdzą,że takie objawy wskazują na genetyczne uszkodzenie , uszkodzenie płodu jeszcze w brzuszku lub guz w łepetynce.Ale na wszystko już było za późno. Mąż Pani Basi ...Ech, pokochali się faceci od pierwszej chwili.
Niech mi ktoś jeszcze powie o cudzie narodzin to ubiję gada za takie słowa. Niech ktoś powie o selekcji naturalnej ,że słabsze umiera.Ubiję bo tak nie może być. Dwa domy znów płaczą.
Nie mogę pozbierać się. Czuję się winna wobec tych ludzi i wobec kota.Może powinniśmy mu pozwolić odejść już wcześniej?
Wiem jednak ,że był szczęśliwy. Wiem,że Go kochano najbardziej na świecie.Ale to było za mało.Gdzie tu sprawiedliwość?Gdzie sens? Kocie dziecko cierpiało i musiało odejść. Boże i Ty na to pozwalasz.
Żuniek zbiera brygadę.
Misiańku mój kochany. Brykaj za TM już bez bólu.
