Raportu ciąg dalszy.
Po wypuszczeniu Fairy z łazienki doszło do jej spotkania ze Groźnym Skierutkiem nos w nos - i Skierutek niuchnął jedynie spokojnie, bez syczenia

co nie oznacza, że w przyszłości jakichś syków nie będzie, wiadomo
Nabyłam wołowinkę, postanowiłam dać Kociannom Tri Plus

na kolację. Kroję, kroję, kroję, Banshee koncertuje, żebym nie przeoczyła, że kot taki głooooodnyyyyy, Skierka asystuje milcząco, czasem poćwierkując tylko, wyraźnie zainteresowana, Fairy nieśmiało przytupuje w drzwiach, księżniczka Mori gdzieś w swoich odległych komnatach wyleguje się bądź pucuje trzykolorowe wdzianko i ignoruje przygotowania do obiadu (musiałam jej talerzyk z pokrojoną wołowiną podsunąć pod nos, żeby okazała zainteresowanie

). Podałam kolację Kociannom starszym i zamknęłam się z Fairy w łazience, żeby spokojnie zjadła wołowinę skropioną lakcidem. Kicia obwąchała danie i nic. Mruczy. Miziam, namawiam, miziam, gadam, miziam, podsuwam pod nos żarcie. Nic, mruczy dalej, przymila się. I tak przez 10 minut - nie zeżarła ani kawałka (Kocianny Tri wsunęły wszystko w try miga), skończyło się na mizianiu i mruczeniu...
Zrezygnowana wypuściłam Fairy z łazienki (wyskoczyła rozmruczana, z puchatym ogonkiem na sztorc) i schowałam wołowinkę do lodówki, może jutro zje?
To co, powinnam ją przegłodzić czy odmówić miziania?
Koopale ciut lepsze, ale lakcid by się jeszcze przydał
