» Nie mar 10, 2013 12:59
Re: Fundacja Pod Jednym Dachem
Jest jeszcze jeden mało przyjemny "news", o którym jeszcze nie pisałam – zdarzył się tuż przed, a raczej w trakcie mojej drogi na parodniowy wyjazd "bez Internetu": koordynowałam go już z samochodu, przez telefon.
Chodzi o Lynxa - kocurek wrócił z adopcji pół doby po tym, gdy został zaadoptowany.
Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że poczułam falę naprawdę dużego zmęczenia po tym wszystkim. Przed adopcją odbyły się trzy rozmowy adopcyjne,jedna dodatkowa, żeby Lynx miał okazję poznać małego chłopca, z którym miał zamieszkać, żebyśmy z mamą chłopca mogły poobserwować ich interakcje: w sumie rozłożone na miesiąc czasu. Do tego jak zwykle telefony, maile. Adopcja bez żadnych wątpliwości, bez złych przeczuć. Noc po adopcji dostałam bardzo ciepłego, miłego esemesa ze szczegółami dotyczącymi aklimatyzacji zwierza w nowym domu.
A po paru godzinach telefon, że jednak nie wszystko było dogadane między domownikami, że kotek jest super, jest miły, nic złego nie zrobił - że po prostu po dogłębniejszym przemyśleniu jednak ludzie nie są gotowi na kota. Coś nie zostało dogadane, coś nie zostało przedyskutowane przed adopcją wystarczająco w rodzinie - trudno wnikać w szczegóły, było dużo emocji, grunt że Lynx wrócił do nas, zresztą razem z całą wyprawką, kupioną przez jego "prawie-że-nową" rodzinę. Jest cały, zdrowy, to, jak pisałam, "zuch-chłopak", nie jemu stresy przeprowadzkowe.
Ale bezsilność wolontariuszy - no taka po prostu bezsilność. Bo tyle czasu, sił, uwagi, i emocji, i wzruszeń, i na nic. I tyle.
"Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy..."