Witam słonecznie
Siedzę od rana i dzwonię po zaprzyjaźnionych domach. I z bezsilności zaraz pogryzę słuchawkę

Bardzo boję się o dalszy los Bolka. Cholera, dojrzewam do decyzji postawienia męża przed faktem dokonanym. Zawsze się to udawało... A zwierzaki były i są kochane i zaopiekowane.
A co do ludzi (?), hm... Kiedy czytam o oddaniu kota czy psa z powrotem do DT czy schronu, bo kot nasiusiał obok kuwety, a pies pogryzł dywan, to coś takiego się ze mną robi...
Przecież to są członkowie rodziny.
Moje futrzaste potrafiły urządzić domu Sajgon :
Zuziek [*] zmiótł z powierzchni ziemi cenną ponoć kolekcję kryształów po teściowej, Talibek [*] wysadził w powietrze telewizor, Sonia ( wilczyca ) w pierwszym dniu pobytu
zredukowała porcelanowy serwis o połowę, innych drobiazgów nawet nie pamiętam
Acha, ostatnio Stokrotka ( ukochany z wzajemnoscią pies pana męża ) w kanapie którą zaanektowały dla siebie psy, wygryzła potężną dziurę, zaniosła tam mój sweter, but małżonka i od czasu do czasu śpi na tym wszystkim - my mówimy, że zasadziła się na grządce
Ale nigdy, przenigdy nie przyszłoby nam do głowy, żeby złościć się na zwierzaki a co dopiero wykluczyć go z rodziny. Wszystkie zanim do nas trafiły miały kiedyś domy...