Duża ryczy. Wzruszyła się, czy coś.
FasolkaWłaśnie dostałam wiadomość od pana, który ma ode mnie Szekspirka.
Napisał tak:
"Witam serdecznie. Koty mamy już dwa. Maja się świetnie. Duży od Pani ma już ponad 5 kg, jest wielkim pieszczochem i piastuje naszemu małemu czarnemu "czortowi". Pozdrawiam"
W pierwszej sekundzie oczywiście nie wiedziałam, o co chodzi. Ale stwierdziłam, że to musiało być prawie 5 kg wcześniej. Błyskawicznie wyjęłam umowę adopcyjną i wiem wszystko
Szekspir u mnie nazywał się Małpek (w umowie Niuniek, żeby tak śmiesznie nie wyglądało). Oddałam go w sierpniu 2010 roku.
A było tak:
Pewnego dnia szłam sobie przez podwórko, aż tu wyleciało prosto pod moje nogi maleńkie coś. Białe w szare łatki. I miauczało rozpaczliwie: "ciocia, jak dobrze, że przyszłaś, bo już nie mogłem, bałem się!". Nie wiem, skąd się wzięło. Podejrzewam do dziś, że zostało przerzucone z pobliskich, hm, domów. Łazienkę miałam wtedy zajętą przez małego dzikusa. Małe wylądowało w drugiej (używanej), w klatce. Jak tam wchodziłam, wyciągało łapeczki i chciało się tulić. Bardzo długo bolał go brzuszek, robiłam wtedy badania kupki za ciężkie pieniądze (ku zdumieniu wszystkich rachunek naprawdę był poważny). I miał wszędzie kleszcze, między paluszkami też.
Jak się wyprowadzał, zaanektował zabawkę dziewczynek, z którą pojechał do nowego domu.
Niedługo po adopcji dostałam zdjęcie (teraz oczywiście poprosiłam o nowe i - właśnie teraz, o g. 21.28 - dostałam info, że dostanę fotkę). To tamto stare zdjęcie:

Małpeczku kochany, jak dobrze, że jesteś szczęśliwym kotkiem.