» Pon lut 25, 2013 16:55
Re: Kot Czesio cierpiący na białaczkę
Nie nie bałeś się o swoje koty,gdyby tak było posłuchał byś rady doświadczonych ludzi,którzy "ruszyli" Ci z pomocą
Po pierwsze nie masz prawa tak mówić, bo nie znasz mnie i doświadczeń związanych z moimi kotami. "Doświadczonych ludzi"?
Nie mam żadnego dowodu na to, że jesteś osobą doświadczoną Bożeno. Twoje metody pomocy kotom przynoszą różne efekty, zazwyczaj dobre.
Twoim wpisem pokazałeś,że masz nas w dupie w szczególności mnie
Dosyć pewnie się czujesz, skoro piszesz w imieniu wszystkich osób które mi, a właściwie mojemu kotu pomagają. Radzę wypowiadać się w swoim imieniu. No ciekawe doprawdy, że mam was w dupie, skoro chłonę każdą radę i artykuł który mi podesłano w tym wątku. Jedno sprzeciwienie się Bożenie najwyraźniej powoduje na tym forum obgadywanie i ogólną niechęć do mnie.
ale skoro jestes TAAAKI mądry to na pewno Twój kot nie ma pcheł i nigdy robali nie miał,nie kichnie tak,zeby wpadło to w oko twojej kotce...
Hmmm... no w takim wypadku nie opłaca się go zamykać nawet w pokoju. Przecież jak kichnie to wirus może wydostać się np. przez okno albo co. No tak, masz rację, lepiej żeby go już nie było. Wtedy na 100% nikogo nie zarazi. Nie, dalej nie sądzę, że to jest dobre wyjście.
Nie wiem po co ja i inne osoby zmarnowały czas żeby wymienić się komplementami, ale pewnie czasem trzeba się zwyzywać.
Myślałem, że jak odczekam jeden dzień to gniew mi zejdzie. Nie, ani trochę. Wczoraj napisałem nieco mniej przyjemne rzeczy i ciesze się, że postanowiłem ich tu nie wysyłać.
Chciałbym zostawić to co stało się tu wcześniej i zacząć raz jeszcze bez żadnych kłótni. Bardzo mi przykro Bożeno, że powiedziałaś o mnie takie rzeczy, chociaż jeszcze gorzej znoszę obgadywanie mnie za plecami, ale i ja nie jestem bez winy. Także przepraszam, że cię uraziłem.
No, trochę mi lepiej. Tak więc Czesia trzymamy w innym pokoju. Ma tam swoją kuwetkę, miskę i wodę, a nawet łóżko. To swojego rodzaju pokój gościnny. Trochę się fochał, że nie chcemy go wypuścić, a potem nażarł się i zasnął. Spróbowałem pójść z nim na pole na smyczy, która jest właściwie dla mojego psa. Taka rozwijana, no trudno mi to wytłumaczyć. Jakieś 20-30 metrów zasięgu może mieć. Obroża akurat się wpasowała do niego. Trochę fukał, chciał ją zdjąć, ostatecznie połaził sobie po śniegu 10 minut i zachciał powrotu. Na zimę dobre wyjście, potem pewnie zakupię te kocie szelki, ale latem będę musiał go przekonać żeby te spacery były do pół godziny. Wtedy zazwyczaj przesiaduje cały dzień leżąc brzuchem na trawie.
Taki mam na razie plan jeśli macie lepszy pomysł to chętnie go poznam. Proszę jeszcze raz o hmm... milsze wypowiedzi. Nie chodzi mi o wykłócanie się tylko o mojego kota.
24 czerwca