Dziś wielki dzień. Koty zostały same, bo ja w pracy. W nocy obudziły mnie parę razy syki i mruki oraz tupot łapek w sypialni. Wstawałam patrzeć co się dzieje. Rano zwyczajny nasz rytuał: karmienie i sprzątanie. Trochę bałam się powrotu do domu. I co tu zastałam?
Jedną kicię widzę już podchodząc pod dom na parapecie na półpiętrze - to moja Filemoncia wita mnie jak zawsze

. Misia leniwie patrzy z krzesełka koło łazienki

. Szukam Gosi - panika! Nie ma! Znajduję ją w kąciku za telewizorem. Ziewnęła na mój widok, położyła się na drugim boku i dotąd śpi

.
Filemoncia wychodzi na chwilę na spacer (lubi załatwiać się na dworze) i zaraz wraca ignorując Misię, która zagradza jej drogę. Coś tam zjada i zaczyna szaleć z myszką. Misię baaaardzo to zaciekawia. Chętnie by się przyłączyła, ale .... Filcia bawi się sznureczkiem, którym ja potrząsam. No to drugim końcem sznurka macham do Misi. Po chwili kotki będąc w odległości 2m bawią się różnymi końcami jednego sznurka. To jednak wielkie emocje więc powoli zaczynają syczeć.
Teraz Misia śpi blisko mnie, polubiła towarzystwo człowieka

. A Filemoncia zwiedza cały dom, bo te obce zapachy jednak jej się nie podobają.
Miałam i mam nadzieję, że jakoś się dogadają. To zasługa Waszych

, za które PRZEOGROMNIE dziękujemy

Obym dalej miała zawsze dobre wieści.