» Śro lut 13, 2013 11:27
Re: Mokate (FeLV+) kocia dama - za TM [*]
Agop, ja też wybrałam jazdę sama, bo po tekście "nie schizuj - to w końcu tylko zwierzę" stwierdziłam, że nie chcę niczyjej pomocy i pojadę sama, ale było ciężko, bardzo ciężko... choć przynajmniej miałam czas z Maleńką tylko dla siebie. Wiem jak to jest, gdy w najgorszym momencie zostajesz właściwie sama.
Nie miałam dylematu z wetem do domu czy jechać do lecznicy, bo w niedzielę podczas dyżuru żaden nie przyjedzie, a do wieczora nie chciałam ryzykować (obdzwoniłam wszystkie okoliczne "a nagłych wypadkach" i nikt nie raczył odebrać w niedzielę ok. 9 rano; Jej wetki też nie). A teraz nie wiem czy w sumie dobrze nie wyszło: po pierwsze weci z dyżuru są bardziej doświadczeni w przeprowadzaniu eutanazji (co jest lepsze i dla kota, i dla opiekuna), a po drugie kot wypuszczany na dwór ucieka umierać z dala od domu, od miejsca gdzie żył - więc nie wiem, czy nie lepiej z dala od domu... ciężko powiedzieć. Wiem tyle, że steryd Malutkiej pozwolił odzyskać kontakt z rzeczywistością i się pożegnać ze wszystkim, co znała i ze mną: choć tyle dało się zrobić, a później Ona znowu zaczęła odpływać i nie wiem czy w ogóle kojarzyła cokolwiek poza moim ciepłem, bo gdy tylko musiałam choć do WC, to od razu robiła się niespokojna.
Miałam dylematy do samego końca - nawet jak wet podchodziła ze strzykawką, to jeszcze się wahałam czy dobrze robię... ale jak podała Małej ten zastrzyk uspokajająco-znieczulający /wprowadzają kota w narkozę i znieczulają/, to widziałam, jak się uspokaja, spokojnie zaczyna oddychać i się rozluźnia - było widać, że nic Ją już nie boli... później był ten drugi zatrzymujący życie, ale przy Nim ani drgnęła - odeszła cicho i spokojnie, bez bólu, pamiętając tylko głos i dotyk swojej przybranej mamusi...
Ciągle jednak mam nadzieję, że lek zadziała - u Małej już była woda w płucach, u Emilka jeszcze nie ma i nie jest wyniszczony, bo organizm przyswajał to, czym go karmiłaś (czasami jelita nie wchłaniają lub wątroba nie przerabia - wtedy karmienie nic nie daje). Mimo wszystko ciągle trzymam kciuki za cud!!!!!!!
Agop, w razie czego (choć mam nadzieję, że jednak nie będzie trzeba): choćbyś się sekundę później miała zaryczeć, to bądź przy Nim do końca, tul Go jak długo pozwolą /weci mają różne podejście/ i mów spokojnym głosem, że Go kochasz... będzie cholernie ciężko się opanować, ale zrób to dla Niego - cały czas myśl tylko o tym, jak bardzo Go kochasz - dasz radę.
...