» Pon lut 11, 2013 12:02
Re: Aniołek - wołanie tonącego :(
Ja nie zaryzykuję ciśnięcia wetów (nawet pośrednio przez Duszka): oni Go widzą, mają wyniki i są fachowcami, wiec niech decydują. Bo możliwości są dwie: albo w domku tak się ucieszy, że szybciej zacznie jeść, albo stres związany z podróżą i przeprowadzką sprawi, że dopiero nie będzie chciał jeść - nikt nie wie jaki scenariusz się sprawdzi i jakby nie jadł, to będzie trudno określić, czy z choroby nerek, czy ze stresu. Gdyby to był kot, który niedawno stracił swojego człowieka, z którym żył lata, to nie miałabym wątpliwości, że jedynie kolanka dają mu szansę, bo w schronisku miałby dużą szansę umrzeć jak BlackNose i mnóstwo innych, które nie rozumieją, dlaczego zostały same...
Aniołek mieszka od lat w schronisku i póki co, schronisko traktuje jako domek i kocha głaski swoich lokalnych cioteczek - więc tu sprawa nie jest tak oczywista jak w przypadku kotów, które zawsze miały dom... choć teraz jest w lecznicy, wiec już tylko ludzi zna... i dobrze, że nie jestem wetem, który musi decydować i brać na swoje sumienie konsekwencje takiej decyzji, bo naprawdę nie wiem, co bym na ich miejscu zrobiła.
Gdybym mieszkała bliżej (200km w jedną stronę, więc to jest pół dnia jechania; o kosztach już nawet nie mówię, ale są dość spore), to bym już od kilku dni go odwiedzała - wtedy byłoby łatwiej zdecydować. Ale że mój domek jest tu, a On jest tam i nikt inny nie chciał pokochać Aniołka, to trzeba zrobić tak, żeby było jak najlepiej przy obecnych możliwościach.
Wszystkim zależy na Aniołki i każdy chce dla Niego jak najlepiej - tylko czasami trzeba przydusić serce i choć trochę rozumem się pokierować dla dobra tych, do których się to serce ma.
...