» Pon lut 04, 2013 8:37
Re: Kiri z Ashą w swoim domku; u nas: Thaja, Niania i Krzywy
Niestety, kciuki nie pomogły.
Thaja umarła dzisiaj rano o 7, mieliśmy telefon z lecznicy. Nic nie można było więcej zrobić, będzie miała sekcję zwłok.
Nie mieliśmy czasu nawet się z nią pożegnać, bo nikt nie przypuszczał, że już nie wróci. Nie mam pojęcie skąd, dlaczego, jak.
I dlaczego nie mieliśmy żadnych szans, niczego nie zauważyliśmy, a jak zauważyliśmy, to już było za późno. Ludzie dostają czas na leczenie, a tutaj nie było żadnych szans - organizm Thai nie reagował na leki, dostała niewydolności oddechowej.
Nie mieliśmy żadnego ostrzeżenia, żadnych objawów, z wyjątkiem piątku,kiedy się zaczęło - Thaja siedziała w nietypowym miejscu dla niej, gzie nigdy wcześniej nie siedziała, była ospała i nie chciał jeść. To był taki szlag. Dzien wcześniej nie było żadnych, widocznych oznak - no nie wiem, może nie zawuważyłam, że zjadła mniej albo więcej spała, ale nie przyszło mi do głowy.
Właściwie nic nie mogliśmy zrobić - kto robi profilaktycznie rtg płuc?
Jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że mogło ją przewiać, jak leżała na kaloryferach, przez szczelinyw starych oknach.
Mogło być bakteryjne, wirusowe. Mozna przynieść na butach, albo zarazić się od chorego człowieka. A u nas ostatnioe wszysycy chorowali na przeziębienie grypopodobne.
Ale dlaczego organizm Thai nie podjął walki, nie reagował na leki.
Chyba poprosimy o zmaknięcie tego wątku, bo nie ma już o czym pisać.
A lepiej żeby Kiri i Asha trzymały się od niego, tego wątku z daleka...