Dobrze, że styczeń się skończył. Mam nadzieję, że luty będzie trochę lepszy.
Zimowemu czarnuszkowi nie zrobiłam żadnych ogłoszeń z powodu nadmiaru innych atrakcji.
Wielka suka Zuzka ma przerzuty nowotworowe na brzuchu. Jeden już sprawdzony a drugi wymacałam dzisiaj. Planowałam, że w czasie ferii zrobimy jej rentgen płuc i usg ale jic z tego.
Na razie jesteśmy spłukani do dna z powodu Freda, któremu udało się powiesić za tylną łapę na płocie. Pewnie chciał przejść na komórkę sąsiadów i stanął na nawis śnieżny. Przednie łapy omsknęły się razem ze śniegiem a tylna wsunęła się między deski ogrodzenia. Gdyby to była zdrowa łapa, pewnie by nie uwięzła między deskami, ale ta łapa, która była mocno pogruchotana jest grubsza i dlatego sie zaklinowała. Nie wiem ile czasu biedny kot wisiał za nią ale nie na tyle długo żeby ją odmrozić. Łapa była tak zaklinowana między deskami, że trudno go było uwolnić a jak sie to wreszcie udało stopa dyndała w skórze jakby była całkiem urwana. Gnałam do weta z przeświadczeniem, że kot ją straci ale na szczęście okazało się, że jest tylko wyjęta ze stawu i da się nastawić. Był piątek wieczór. Wylądowaliśmy na Powstańców, łapa została prześwietlona, nastawiona i usztywniona nowoczesnym plastikowym "gipsem" a my skasowani na 475 zł. Miało się goić 4 tygodnie. Doc nas uprzedził, że skóra była obtarta z jednej strony i jakby coś zaczęło przesiąkać, to mamy wyciąć "okienko". Następnego dnia łapa zaczęła puchnąć, pokazaliśmy ją na Białobrzeskiej, trochę nacięłam opatrunek, wycięłam "okienko" i... niewiele to pomogło. Była sobota. Całą niedzielę masowałam łapinkę z marnym efektem. Kot cierpiał. W poniedziałek pojechaliśmy na Powstańców z prośbą o poprawienie opatrunku. Pan doktor rozciął gips i powiedział, że będzie lepiej a całego opatrunku nie miał zamiaru poprawiać "bo wtedy trzeba by było jeszcze raz łapę nastawiać". We wtorek było z łapą już bardzo źle, była trzykrotnie większa niż normalnie. W środę rano stawiłam się z Fredkiem na Białobrzeskiej u dr Karewicz, która mimo nawału planowych zabiegów uwolniła łapkę Freda ze skandalicznie założonego usztywnienia i założyła taki opatrunek, który z jednej strony usztywnia a z drugiej daje szansę na zagojenie się ran na skórze.
Nigdy więcej w awaryjnej sytuacji nie pojadę na Powstańców do tych konowałówFredek od środy jest jak nowy. Awanturuje się żeby go puścić na wolność, bawi się i nawet lekko podpiera tą łapą. Kolejny raz dr Karewicz i dr Jagielska z Białobrzeskiej uratowały mu łapę. Jestem im za to bardzo, bardzo wdzięczna.
Mam w ten sposób tydzień wyjęty z życiorysu, a miało być tak pięknie

Badanie Zuzki będzie musiało poczekać a ewentualny zabieg usuwania guzów jeszcze bardziej.