Morelciu, nieźle mówi ten fizjolog
Kurczaki, rzeczywiście miałam napisać, co u tego drugiego specjalisty

Ale tyle się ostatnio dzieje, że nie jestem w stanie zapanować nad biegiem wydarzeń. Czy wiecie, że w tym całym wirze zapomniałam o rozpoczęciu audytu w poniedziałek ? W piątek miałam telefon od audytorów, o której mogą rozpocząć

A tu 0,00 (słownie zero) przygotowanych materiałów. Cały weekend nad tym siedziałam, ale i tak nie przygotowałam się tak jak chciałam. Nie mówię już o tym, że na weekend miałam zaplanowane odrabianie innych zaległości .... Tragedia.
Nad Brzydalkowymi wizytami u specjalisty ciąży jakieś fatum. Już jechaliśmy do drugiego - kiedy lecznica zadzwoniła, że zepsuło się urządzenie... I znów nic z tego. Mieli zadzwonić, jak się naprawi, ale jak dotąd nie mam wiadomości. Może i dobrze, bo te wyjazdy Brzydalek ciężko odchorowywał. Więc leczymy się, a właściwie rehabilitujemy (bo leczenie lekami już jest zakończone) sposobami, jakie podałyście. Cały czas się inhaluje tymiankiem i solą bocheńską. Próbujemy robić ćwiczenia oddechowe. Łapkę sam próbuje obciążać. Chyba jest lepiej. Czekamy na wizytę Pani Doktor, bo ona nie widziała Brzydalka przez dłuższy czas, więc będzie mogła ocenić jak to z nim jest.
Tymczasem Puchatek zamieszkał z Grodziem, bo potrzebne było miejsce na "intensywnej terapii"

Początkowo były wielkie kłótnie, ale teraz już śpią w jednym domku. Puchatkowe miejsce zajęła Misia - ranna, chyba pogryziona przez psa.
Zanim wstawię zdjęcie, napiszę, że kot chyba jest. Jedzenie znika, ale to nie jest kluczowe, bo każdy może wyjeść. W domku jest mieszkane... no ale może siedzieć tam Oziu. Jednak mieliśmy przez 2 dni uchylony garaż i ktoś go sobie poznaczył. Wszystkie okoliczne koty są wysterylizowane - więc myślę, że musi to być nowy buraś.
Na koniec Misia

