Cześć
Nie był to miły dzień...
Kiedy przyszłam na działki zobaczyłam policję (trochę ich było). Okazało się,że jak co roku zimą buszowali po działkach złodzieje. Włamali się do kilku altanek, coś ukradli ale więcej narobili szkód...(spróbujcie naprawić zamek w drzwiach przy takiej temperaturze i przy braku prądu)...Nakarmiłam koty u pana W. i pobiegłam na swoją działkę.....Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku...przeszłam przez płot, bo moja kłódka znów zamarzła,.....pierwsze drzwi w porządku...drugie (z tyłu altanki) w porządku...idę do mojej "kociarni" a tam drzwi zamknięte ale już widać bałagan.....Ze wszystkich szafek powyrzucane legowiska, poduchy z pierza (dostałam od sąsiadki) potargane, pierze fruwa, śpiwór potargany...masakra.
Wchodzę a w jednej szafce leży pies

....duży pies....cofnąć się? zrobić jakikolwiek gest? co robić? spuściłam wzrok i... na szczęście psin okazał się spokojny, wyszedł z tej szafki, obwąchał mnie i poszedł. Zauważyłam tylko,że miał obróżkę, był trochę większy od basseta ale takiej budowy. Wydaje mi się,że smykarstwo zostawiło go tam, bo drzwi od tej wiaty były zamknięte a szpara pod drzwiami zbyt mała aby mógł się przecisnąć...nie wiem i pewno się nie dowiem... jutro zabiorę na wszelki wypadek jedzonko dla psa, gdyby jednak był podrzucony i w związku z tym głodny.
Narobiłam się sprzątając i robiąc prowizoryczne miejsca dla kotów.Tylko czy będą tam chciały spać? Już z jedzeniem dzisiaj był kłopot. Na moje wołanie przyszły na początku tylko Babcia, Gangster, Maciejka,Maszeńka, Beksa i Surykatka...dopiero po dłuższym kicianiu przybiegły Zołza, Lala, Tadzia i młode burasie. Do końca nie pojawił się mój ulubieniec Jacek. Kocinki jadły rozglądając się na boki, co chwila wybiegały na zewnątrz...Niewiele pojadły

. Napiły się mleka i zostawiłam im suche. Najgorzej ma Zołza, bo, ze względu na swój zołzowaty charakter, miała swoje legowisko z drugiej strony altanki...wolno stojące

Teraz się o nią martwię a tak się cieszyłam,że znalazłam sposób żeby jakoś funkcjonowała obok innych kotów. Inne, w sytuacji zagrożenia, wchodzą na strych (zostawiłam otwarte okienko), ale czy ona też...nie wiem.
Nakarmiłam kotusie jeszcze w dwóch miejscach...tam było spokojnie.
Drżeć zaczęłam dopiero na przystanku a musiałam jeszcze czekać 20 minut
