Na stację przybyłem ok 17 ale futrzaka ani śladu. Od pracownika dowiedziałem się, że to kotka. Nie miała jakiegoś stałego miejsca, trzymała się po prostu blisko bo i stacja czynna całą dobę, przekimała tu, przekimała tam. Pospacerowaliśmy po okolicy chwilę i w końcu się pojawiła. Miauknęła na dzień dobry a to już dobry znak. Poszedłem po nosidełko i chrupki whiskasa a ona dała się namówić na pochrupanie. Była ostrożna i kiedy wyciągałem dłoń cofała się nieco ale wracała chrupać. Zacząłem przestawiać miskę bliżej nosidełka, aż w końcu była już niemal w środku.
Wtedy trach zamknąłem drzwiczki i... się zaczęło. Obróciła się w 1/1000 sek i chodu! Złapaliśmy ją sam nie wiem jak dostając razy pazurami i zębiskami i w końcu wylądowała znowu w nosidełku. W ferworze walki wpadły też tam kluczyki od auta i nie tak łatwo było je z powrotem wydostać

Całą drogę do Wrocławia miauczeliśmy do siebie, ale największy sukces to odwzajemnione pokojowe mrugnięcie
Kotka jest obecnie na kwarantannie, wierzę że będzie dobrze!! Wielkie dzięki za zorganizowanie wszystkiego dla
jessi74!!!
