
Kurczaczek na dzień następny jest fuj. Nie będzie jadł. Znaczy ciocia Hania nie może ugotować na zapas na dwa dni, tylko ma świeże mięsko dostarczać

. Na szczęście (!) wchodzi do brzuszka ładnie Renal wymieszany z Intestinalem i tym, co Monikaa przysłała aromatycznym i pachnącym (sprawdziłam Exigent). Chyba Renal się smakowo-zapachowo wśród Intestinala i Exigenta ukrywa, więc Sobotek go zjada. I ma ładną kupkę. I miaukoli na mnie. I w ogóle to go kocham.
Usiłuję w akcie desperacji wcisnąć go mojej niezazwierzęconej aktualnie koleżance na dożycie. Co jest fatalnym w gruncie rzeczy rozwiązaniem, bo nie ma jej całymi dniami w domu (a czasem i nocami), byłby to jej pierwszy kot (i w dodatku bardzo chory i mało współpracujący), no i jeśli w ogóle, to dopiero od końca lutego. Profilaktycznie - gdyby się okazało, że u mpacz nie może jednak być - urabiam tę koleżankę, chociaż wiem, że wiązałoby to się dla mnie z dostaniem kluczy i codzienną jazdą na Grabówek (

chyba zwariowałam), żeby kota zaopiekować, w tym medycznie, bo o michę i kuwetę moja koleżanka umiała by zadbać, ale podać Sobotkowi jakąkolwiek tabletkę czy zastrzyk ... W każdym razie nie powiedziała kategorycznie, że nie, a jest asertywna, więc myślę, że pomysł rozważa. Dom jest bez dzieci, tyle że nie jest w żaden sposób do kota dostosowany (różne ukochane kwiatki, niezabezpieczone okna, brak doświadczenia, oj ...). Do tego jej TŻ (a mój przyjaciel od lat, dzięki któremu się poznałyśmy) nie jest prozwierzęcy, tzn. absolutnie krzywdy nie zrobi i swojego kota bym się nie bała zostawić pod jego opieką, bo jak trzeba, to by się zajął, ale ma do zwierząt stosunek ... hmmm ... obojętny? Tzn. zwierzęta owszem, ale najlepiej na wolności, bo w domu się męczą i nie daje mnie się go przekonać, że jest inaczej. Ale na pewno by nie wypuścił. Też nie powiedział, że nie - raczej decyzję zostawia Marzence. Jak teraz to czytam, co napisałam, to widzę, że to faktycznie desperacja ... I jedyne, co lepsze, to to, że jednak dom a nie lecznica... Ale nic pewnego, i w ogóle ...